Jestem, Kim Jestem, możecie być tego pewni, Adamus Suwerenny.
Teraz już w pełni zintegrowany z St Germainem po naszym ostatnim
spotkaniu w Sedonie. Jakbym nie mógł już sobie wybrać innego miejsca na
swoją integrację… (śmiech).
A propos, co nam dzisiaj pokazuje nasz makyo-licznik? Jaki mamy
dziś poziom makyo na sali? Wysoki? Niski? A co z makyo w Internecie?
(Adamus mówi do kamery) Hmm, poproszę do tej kamery, Roy, chyba nie było
cię z nami przez chwilę… Jaki poziom makyo u oglądających nas w sieci?
Nieco wyższy niż tutaj na sali.
Taaak, poziom makyo… Nie jest dziś aż tak źle. Nie jest wcale
źle. Wreszcie się go pozbywacie i docieracie do sedna, do tego, co w was
prawdziwe, do ciebie, Pete, aż wreszcie Pete w ogóle przestanie
istnieć… i dzięki Bogu! Dzięki Bogu, ponieważ wtedy istnieć będzie już
tylko twoje czyste Jestem, Pete… Sorry, że się ciebie czepiam, ale
ciągle siadasz w przejściu.
PETE: Nie bez powodu!
ADAMUS: Weźmy zatem głęboki oddech, moja droga Shaumbro, i
przejdźmy do sedna dzisiejszego spotkania… Och! Wspaniała, naprawdę
wspaniała świadomość jest dziś na tej sali, i online też… Cześć, Larry.
LARRY: Jak leci?
ADAMUS: Jak zawsze świetnie. A jak u ciebie? Tylko mi tu nie ściemniaj!
LARRY: Lepiej.
ADAMUS: Lepiej… To jest dobra odpowiedź. Lepiej. Przepraszam na
minutkę… (wychodzi za drzwi) Lepiej… Tu się chyba szykuje jakaś
imprezka! (Na zewnątrz ustawiony jest grill i stoły) Chyba Shaumbra
będzie coś dziś świętować, a mnie przy tym nie będzie! Hamburgery?
Naprawdę? Hamburgery i bachory? (Śmiech) No dobra, droga Shaumbro, może
na chwilę zostanę (wraca w środka).
Co do siebie przyciągacie?
Tak więc, droga Shaumbro, te wibracje, które dziś u was czuję, są takie
klarowne, ich wymowa jest taka oczywista… To, czego doświadczacie teraz w
swoim życiu, jest dokładnie tym, co do niego przyciągacie, co do siebie
przywołujecie podczas naszych comiesięcznych spotkań… (bierze czyjś
kapelusz) Dziękuję… I znów to samo! (Kapelusz mieści mu się ledwie na
czubku głowy) Może następnym razem przyszedłby w kapeluszu ktoś z
większą głową!?
A więc doświadczacie dokładnie tego, co przyciągacie do siebie
podczas tych naszych spotkań. To nie pora na St Germaina, tylko na
Adamusa. Na Adamusa, czyli na unikalną mieszankę Shaumbry, w tym was,
naszej drogiej Lindy, Andry i Ona, wszystkich nauczycieli Szkarłatnego
Kręgu, no i oczywiście Cauldre’a. I to jest dokładnie to, czego tutaj
doświadczacie… (śmiech, gdy Adamus pozuje w kapeluszu) Dziękuję…
Dziękuję… (oklaski publiczności).
A zatem, moja droga Shaumbro… Acha, dziękuję (Adamus zwraca
kapelusz). Droga Shaumbro, to, co jest w środku, a co czasem umyka
uwadze umysłu, ponieważ umysł naprawdę nie rozumie tego, co się kryje
tu, w sercu – to mu umyka i powoduje w nim zmieszanie. I to właśnie na
tym głębszym poziomie, który naprawdę niesie ze sobą znacznie większą
moc niż sama głowa, wydobył się z was ten zew, to wołanie o to, aby
pójść do przodu, aby się rozszerzać, aby uwolnić się z makyo, z tej
ciężkiej, zorientowanej na przerabianie wszystkiego w nieskończoność
rzeczywistości; by wreszcie ruszyć naprzód. A skoro o to wysłaliście w
świat wołanie, to to właśnie do was przyszło.
Jest to dla was teraz coraz bardziej jasne, dla was wszystkich,
czego oczekujecie, o co wołaliście. Musiałeś napisać o tym książkę
(zwraca się do Todda Schaafera, którzy właśnie wydał swoją książkę pt.
Przewodnik akceptacji). Tu nie tyle chodziło o książkę, ile o to, że
była to świetna okazja dla ciebie, Mistrzu Todd, aby zrzucić z siebie
pewne stare kwestie. Uwolniłeś się od wielu wcieleń starej tożsamości,
co było tak naprawdę niczym innym, jak makyo, jak sam odkryłeś. Od
starych prawd, starych stereotypów, które po prostu nie znajdują już
zastosowania w twoim życiu. I jesteś na tyle odważny, żeby teraz dzielić
się tym z innymi, a twoja książka trafi w ręce innych ludzi dokładnie
wtedy i dokładnie w takich okolicznościach, jak powinna, w pełnej
synchronizacji z tym, co dzieje się w ich życiu.
A zatem w odpowiedzi na wasz zew pojawiło się to, co ma tutaj
teraz miejsce, ta mieszanka, ten przekaz, ten nowy sposób robienia
pewnych rzeczy, co – jak wiesz, Edith – nie ze wszystkimi będzie
rezonować. Ale to bez znaczenia. To bez znaczenia. To ani dobrze, ani
źle. To jest po prostu odpowiedź na wasz zew. Dlatego też jesteśmy,
którzy jesteśmy. Tu i teraz.
A zatem… (śmiech, kiedy zwraca swą uwagę na Lindę, która jest
przebrana za Statuę Wolności z okazji Dnia Niepodległości, który jest
obchodzony w USA 4 lipca) Niesamowite!
EDITH: Tak!
ADAMUS: Wyglądasz jak niektóre z tych Francuzek, z którymi się
kiedyś umawiałem (dużo śmiechu i oklaski) A może jedynie zauważam pewne
podobieństwo do rogów na ich głowach? No nie wiem… Ale wyglądasz
naprawdę pięknie! (Linda pacnęła go swoją „pochodnią”) No ładnie! Nie
wolno bić mojego medium!
LINDA: Nie biję cię, tylko tucam.
ADAMUS: No to skoro tak, to porozmawiajmy o wolności… Dziękuję
tym nielicznym, którzy się dziś przebrali. Dziękuję wam za to, że
wyszliście ze swych starych ról i postanowiliście się trochę pobawić.
LINDA: A co mam w tej księdze?
ADAMUS: Hmmm… Nagrody Adamusa!
LINDA: Bingo! (Linda pokazuje nagrody Adamusa schowane w „księdze”).
ADAMUS: A czego brak w tej twojej księdze? Pieniędzy! Pieniędzy!
LINDA: Ach! O, biedaku… O, biedaku…
„Historia”
ADAMUS: No to porozmawiajmy trochę o wolności, skoro już jesteśmy przy
tym temacie. Ale wpierw, zanim przejdziemy do kwintesencji tego, co
chciałem wam dziś przekazać, muszę wam powiedzieć, że nie ma nic
bardziej wyssanego z palca niż ta wasza historia…
LINDA: Hmm…
ADAMUS: Gdzie jest ten cały pilot do śmiechu? (Śmiech, gdy Linda
bierze pilota i sprawdza swoje notatki) Musi wpierw przeczytać
instrukcję… No co za żenada! Powtórzę raz jeszcze – nie ma nic bardziej
wyssanego z palca niż historia (śmiech publiczności, gdy ktoś włącza
nagranie ze śmiechem). To jeszcze nie pointa! Otóż to jedna z
największych fikcji wszystkich czasów, ponieważ historia, to znaczy
wasza historia, historia waszych wcieleń, tak naprawdę wcale nią nie
jest.
Na przykład Kuthumi, o czym dowiedział się niedawno w Sedonie
(na Spotkaniu Dusz), tak naprawdę wcale nie był Pitagorasem. Być może
obaj mieli te same korzenie, może byli swoimi duchowymi kuzynami czy
braćmi, ale tak naprawdę Kuthumi nie był Pitagorasem. Nie był też
Baltazarem, ani jakąkolwiek inną postacią, którą rzekomo miał być. To
bardzo linearna percepcja. To bardzo linearne podejście do doświadczeń
ducha, a duch nie doświadcza niczego zgodnie z czasem chronologicznym.
W ich przypadku istnieją pewne powiązania, jak można by to
określić, pomiędzy tymi aspektami duszy, które są dla siebie kuzynami,
znajomymi, a nawet do pewnego stopnia wzajemnie się przenikają, ponieważ
wszystkie pochodzą z tego samego źródła duszy. Ale, jak Ah-Kir-Rah
powiedział to Kuthumiemu w Sedonie, to tak naprawdę to wcale nie był on.
Ja wiem, że to wspaniała rzecz, móc uwolnić się od przekonania o
tym, że żyje się tylko raz, że człowiek się rodzi, grzeszy, umiera, a
potem idzie do piekła czy gdzieś tam. Jest to naprawdę dla nas skok
kwantowy, gdy zaczynamy rozważać swoje wcielenia, całą tę koncepcję
reinkarnacji… Pamiętacie jak to było, gdy po raz pierwszy zdaliście
sobie sprawę, że istnieje coś takiego, jak reinkarnacja? Jakie to było
piękne, lekkie i wyzwalające uczucie, gdy okazało się, że nie mamy
zaledwie jednej szansy, ale z półtora tysiąca albo i więcej, bo nawet
jeśli coś się nie uda tym razem, to może uda się następnym.
Ale w pewnym sensie, jak powiedział Kuthumiemu Ah-Kir-Rah, tak
naprawdę to nie były jego wcielenia, tylko jego duszy, więc nie ma
potrzeby, aby nosił teraz ze sobą cały ten bagaż. I tak samo nie ma
powodu, abyście wy dźwigali na sobie bagaż wcieleń waszej duszy. Ja
rozumiem, że miłe są te wszystkie wspomnienia, to uczucie, gdy jakieś
miejsce wydaje wam się znajome. Odwiedzacie na przykład Ateny czy Moskwę
i czujecie, że wszystko do was wraca i wtedy wydaje wam się, że oznacza
to, że spędziliście tu jakieś swoje poprzednie wcielenie… No nie do
końca. To wasza dusza spędziła tam któreś ze swoich wcieleń, a wy, moi
drodzy, jesteście od tego wolni. Jesteście całkowicie wolni. I to jest w
tym wszystkim takie niesamowite. Nie musicie targać za sobą tego całego
bagażu. Jesteście, kim jesteście.
Można by twierdzić – jak niektórzy w Szkołach Tajemnic – że aż
do tej inkarnacji poprzednie wcielenia miały charakter linearny,
chronologiczny. Nawet jeśli, to to wcielenie, jak powiedział wam już
Tobiasz, jest inne. To życie jest kulminacją wszystkich dotychczasowych
wcieleń, ponieważ to właśnie wy jesteście tym aspektem, tym człowiekiem,
który zintegruje wszystkie wasze wcielenia, który sprowadzi wszystkie
aspekty z powrotem do duszy, wręcz stanie się duszą, duszą żyjącą w tym
wcieleniu, a nie pozostającą gdzieś daleko stąd, jak to miało miejsce do
tej pory. Nie będzie już dłużej ukrywać się w jakimś ciemnym zakątku
waszej przeszłości. Jest tutaj. Właśnie teraz.
Gdy dobiega z was ten zew, to wołanie będące świadectwem
gotowości na dalsze ewoluowanie waszej duszy, to czy wasz umysł to
rozumie czy nie, tak właśnie zaczyna się dziać. Tak właśnie zaczyna się
dziać. Nie zawsze może mieć to taką postać, jakiej wasz teraźniejszy
aspekt by oczekiwał, czy też jakiej oczekiwałby wasz umysł… Wiem, że
czasami ogarnia was to poczucie dezorientacji, konsternacji i
frustracji, że wszystko jest inaczej niż myśleliście, że będzie, ale
uwierzcie mi, że to, co dzieje się w waszym życiu, jest dokładnie tym,
czego potrzebujecie. To jest dokładnie to, co w danym momencie
wybieracie. I ma to na przykład taką postać, jak te nasze spotkania
tutaj, gdzie możemy się trochę z tego pośmiać, co samo w sobie jest… To
naprawdę cud, że takie uduchowione istoty nauczyły się ponownie śmiać…
To był żart… (śmiech, Linda próbuje włączyć nagranie ze śmiechem).
No tak.
Ale wróćmy do historii… (Lindzie w końcu udaje się włączyć
nagranie ze śmiechem) Wróćmy do historii – historia jest jedną z
największych bajek, jakie się wam opowiada, ponieważ nie zawiera całej
prawdy. Często pisana jest – jak wy to mówicie – przez zwycięzców,
spisywana przez uczonych. Na przykład mnóstwo przekłamań znalazło się w
opowieściach o czasach Jeszuy. Nieźle się uśmiałem oglądając wcześniej
pokaz slajdów na temat Biblii, ponieważ zawiera ona bardzo dużo
informacji, które ludzie biorą jednak zbyt dosłownie.
Nigdy tak do Biblii nie podchodźcie, bo tu nie chodzi o słowa, a
o istotę rzeczy. W niej chodzi raczej o przekaz uczuć, energii, a nie
konkretnych informacji. A gdy zaczynacie cytować ją ludziom słowo w
słowo, to naprawdę aż ich odrzuca… A już mnie na pewno… (Adamus robi
pauzę, wyraźnie czekając na puszczenie nagrania ze śmiechem) i was
samych zresztą też! Wasze ja nie cierpi słuchania tych wszystkich
pouczeń… (w końcu włącza się ścieżka ze śmiechem). Chyba nasz sprzęt ma
dzisiaj czkawkę… (ponownie włącza się nagranie ze śmiechem).
Acha, już rozumiem! Nielinearność! Wszystko jasne! Nie krępuj
się, włączaj to w dowolnym momencie (śmiech publiczności, gdy ścieżka ze
śmiechem włącza się kilka razy). Historia tego kr… (pokazuje się slajd i
słychać „Grrr! Grrrrrrrr!!”).
LINDA: To nie ja!
ADAMUS: Historia tego kraju nie jest taka, jak zostało to
opisane w książkach. No może jakaś jej część rzeczywiście się tam
znalazła, ale prawdy o tym kraju, o Ameryce, tak naprawdę z książek się
nie dowiecie. Po prostu nie zostałaby zbyt dobrze przyjęta… a poza tym w
ostatecznym rozrachunku to i tak nie ma znaczenia.
Skoro już przebraliśmy się na tę okazję, skoro już mówimy o
wolności i skoro jest to wasz uświęcony weekend… Och, Amerykanie
traktują go jak jakąś świętość! (Śmiech, gdy Adamus robi znaczącą pauzę,
a Linda próbuje odtworzyć śmiech z taśmy) No dobra, pora chyba zabrać
ci tę zabawkę… (śmiech, gdy Adamus zabiera Lindzie pilota i daje go
Normie) Nie! Nie dawaj go Garretowi! Kurde! To jakby lis miał pilnować
kurnika! Nie dawaj mu pilota! (mnóstwo śmiechu).
Historia Europy
Przyjrzyjmy się teraz pokrótce historii. W czasach… no w sumie to
odkąd pamiętam, Europa była w rozsypce, ale już w szczególności w XVII i
XVIII wieku. Targało nią wiele bitew i wojen, małe, ale za to bardzo
wpływowe rodziny sprawowały władzę nad całymi masami ludzi, były panami
ich życia i śmierci i już dłużej się tak nie dało. Coś musiało się
zmienić. Ale system władzy nie chciał niczego zmieniać. System władzy
był całkiem z siebie zadowolony, gdy tymczasem świadomość Europy –
rozumianej zarówno dosłownie, czyli pod względem geograficznym, jak i w
odniesieniu do ludzi żyjących na jej terenie – była zmęczona i miała już
tego dosyć – z różnych powodów, o których jeszcze wam opowiem, ale
przede wszystkim chodziło o to, że był to okres przełomowy, nadszedł
czas zmiany epoki… Podobnie, jak ma to miejsce teraz, w tych
niesamowicie intensywnych czasach.
Potrzebna była w końcu zmiana równowagi męskiej i żeńskiej
energii, której zdecydowanie brakowało ówczesnej Europie. Europa była
wówczas bardzo mocno zdominowana przez mężczyzn, przez męskie energie,
co miało miejsce nawet w przypadku niektórych ówczesnych królowych,
które znałem i z którymi wspólnie pracowaliśmy nad tym, żeby to zmienić.
Nawet one były bardzo mocno kontrolowane przez zgromadzonych wokół nich
męskich doradców.
Europa tych czasów – mimo tego, że włożyliśmy wiele wysiłku w
próby przywrócenia w niej równowagi energetycznej – nie była gotowa
zaakceptować nowego podejścia do tego, czym jest Duch, czym jest Bóg.
Kościół, który naprawdę szczerze kochałem w początkowym okresie jego
istnienia… Nie chcę, abyście mnie źle zrozumieli, ja naprawdę bardzo go
kochałem, podobnie z resztą jak wy. Byłem częścią tej społeczności,
która go tworzyła, która pomagała energii Jeszuy rozprzestrzenić się na
tej planecie. Ale potem, jakieś pięć, sześć stuleci po stworzeniu
kościoła, ludzie zaczęli go psuć, głównie za sprawą wirusa energii
seksualnej i braku równowagi męskiej i żeńskiej energii.
W efekcie kościół sięgnął po władzę w całej Europie w sferach
polityki, finansów, no i oczywiście w sztuce – a to naprawdę wielka
szkoda, ponieważ, jak mówiłem wam wcześniej, sztuka zbawić świat.
Naprawdę. Kościół sięgnął zatem po władzę w rządzie i w polityce.
Cokolwiek nie miałoby wówczas miejsca, można być pewnym, że kościół
maczał w tym palce – w dobrym czy złym tego słowa znaczeniu. Podobnie
kościół maczał palce w ówczesnej korupcji i wszelkich innych
nieprawościach i brał czynny udział we wszystkich interesach i w handlu,
który służy tak naprawdę dystrybucji energii. A zatem kościół
bynajmniej nie zajmował się jedynie głoszeniem świętych tekstów… które,
nawiasem mówiąc, są jak najbardziej święte. Jeśli sięgnie się do ich
wersji oryginalnych, to można tam znaleźć naprawdę piękne rzeczy.
Tak więc Europa cierpiała wówczas na silne zaburzenia
energetycznej równowagi, z którymi nie bardzo potrafiliśmy dać sobie
radę. To była jedna wielka niekończąca się walka z tymi wszystkimi
siłami zakłócającymi energie i to był też jeden z głównych powodów, dla
których powstały pewne stowarzyszenia, takie jak masoni czy Białe
Bractwo… choć to współczesna nazwa, bo ono tak naprawdę nigdy się tak
nie nazywało – to było po prostu Bractwo. Stowarzyszenia te powstały
dlatego, że – po pierwsze – dzięki nim ludzie mogli naprawdę zacząć
zgłębiać nauki mistyków, a po drugie, mogli wreszcie znaleźć zajęcie
poza kościołem. Czyli były one czymś w rodzaju ówczesnych wolnych
związków zawodowych.
Miałem wówczas wiele do czynienia z kobietami pokroju Madame
Pompadour, Marii Józefiny z Niemiec, Margot z Francji i wieloma, wieloma
innymi postaciami kobiecej arystokracji. Wiele z nich rzeczywiście
uczęszczało – potajemnie – do Szkół Tajemnic. Większość z tych, które
inkarnowały się w tym czasie w Europie – czyli pod koniec wieku XVII i
przez cały wiek XVIII – rodziło się w rodzinach królewskich, aby mieć
dostęp do władzy, a w szczególności, aby spróbować pomóc przywrócić
równowagę temu wszystkiemu, co miało wówczas miejsce w Europie.
Kiedy one, kiedy wy, kiedy ja i inni ludzie działający na tym
polu zrozumieliśmy, że prawdopodobnie nam się to nie uda, że trudniej
jest zburzyć stary dom i go potem odbudowywać niż zbudować od podstaw
nowy, zwróciliśmy swój wzrok w stronę nowej ziemi, pustej i wolnej,
która została stworzona właśnie do tego celu i utrzymywana w gotowości
przez długi, długi, długi czas – mówię tu oczywiście o Ameryce.
I nie ma tu znaczenia, kto ją odkrył, Norwegio, bo tu chodzi o
to, że… (śmiech) tu chodzi o to, że … Ech, będą kłócić się o to w
nieskończoność… Chodzi o to, że w pewnym momencie zdaliśmy sobie sprawę,
że łatwiej będzie zasiedlić tę nową, wolną ziemię, którą nazwaliśmy
Nową Atlantydą. Łatwiej było przenieść tam kobiece energie i dlatego
wiele z kobiet, o których wam wspomniałem, odegrało kluczową rolę w
stworzeniu tego kraju.
Dobrze wiecie, że podręczniki do historii zawierające listy
sygnatariuszy Deklaracji Niepodległości i Konstytucji wymieniają
praktycznie jedynie nazwiska mężczyzn. Niemniej jednak mężczyźni zajęli
się tym później. Trzeba przyznać, że wielu z nich dobrze zrozumiało, co
się dzieje. Zdawali sobie sprawę, że te same kobiety, które działały w
Europie – żony królów, książąt, baronów i hrabiów, pomagają teraz w
tworzeniu nowego świata.
Ameryka miała stać się dla reszty świata niczym światło latarni.
Miała przyciągnąć ludzi praktycznie z całej Ziemi, bowiem jedynym
sposobem w to, aby ten kraj mógł powstać i spełniać swoją rolę, było
sprowadzenie do niego ludzi wpierw z wszystkich krajów Europy, a potem
także z Afryki i Azji, a w końcu z Ameryki Południowej. Potrzebna była
do tego projektu zarówno ludność miejscowa, czyli ci, którzy żyli na tej
Ziemi od niepamiętnych czasów, jak i przybysze zza oceanu. W waszej
nomenklaturze funkcjonuje pojęcie Ameryki jako tygla, bowiem stapiały
się w niej kultury z całego świata, ale jednocześnie konieczna była
równowaga energii kobiecej i męskiej. No i konieczne było, aby był to
kraj tolerancyjny, nawet w stosunku do organizacji religijnych. Musiał
być tolerancyjny w stosunku do kościoła, nawet jeśli można by pomyśleć,
że powinniśmy byli trzymać kościół od tego wszystkiego z daleka,
ponieważ to przez niego powstało tak wiele problemów w Europie, to przez
niego tak bardzo zachwiana została równowaga męskiej i żeńskiej energii
i tak bardzo w efekcie rozpanoszył się wirus energii seksualnej.
Historia Ameryki
A zatem jak tylko powstał ten wspaniały kraj, zaczęło do niego
przybywać wielu ludzi, i to jeszcze zanim pojawił się tu „Mayflower”
[statek-ikona w historiografii USA, na pokładzie którego w 1620
przypłynęli pierwsi koloniści purytańscy, którym udało się stworzyć
stałą kolonię w Ameryce i których określa się dzięki temu mianem Ojców
Pielgrzymów – przyp. tłum]. Ale o nich w podręcznikach do historii nie
ma ani słowa. Wielu ludzi pojawiło się tutaj po to, aby energetycznie
przygotować tę ziemię dla przyszłych pokoleń. Niektórym z was może to
brzmieć znajomo, ponieważ wasza dusza mogła być wówczas wcielona na tych
terenach. To było coś bardzo podobnego do tego, gdy istoty anielskie
przybyły po raz pierwszy na Ziemię zanim jeszcze została ona zasiedlona
jakimikolwiek żywymi istotami. Te istoty anielskie przybyły tu wówczas
po to, aby zasiać na Ziemi nasiona życia. Podobnie było w przypadku
Ameryki na długo przed tymi wydarzeniami, o których możecie przeczytać w
podręcznikach historii.
Ci ludzie porozumieli się z rdzennymi mieszkańcami tego
kontynentu, z Pierwszymi Narodami [termin, którym zwykle określa się
rdzennych mieszkańców Kanady], z tymi, których zwykle określacie mianem
Indian, w kwestii utworzenia w Ameryce nowej Atlantydy. I ówcześni
rdzenni mieszkańcy Ameryki doskonale to rozumieli, ponieważ było to
częścią ich kultury, ich historii, znali to z opowieści przekazywanych z
pokolenia na pokolenie. Z nich też wiedzieli, że pewnego dnia ta wielka
kraina stanie się domem ludzi z całego świata, ludzi o wysokiej
świadomości, ludzi rozumiejących to, co ma się zadziać w tej nowej erze
ludzkości… I te pierwsze kontakty z rdzennymi mieszkańcami Ameryki były
otwarte i uczciwe, niczego przed nimi nie ukrywano i nie próbowano ich
oszukać.
Niestety, później okazało się, że niektóre z miejscowych plemion
nie chciały oddać tej ziemi, mimo że początkowo się na to zgodziły.
Indianie Anasazi – skupmy się tu na nich – rozumieli, że nadchodzą
czasy, gdy te ziemie staną się domem dla ludzi z całego świata
pragnących stworzyć tu ostoję wolności, dlatego wszyscy odeszli
praktycznie w jednej chwili – pstryk! Och, ktoś mógłby oczywiście
powiedzieć, że wyginęli w wyniku epidemii… Ale to bez znaczenia… Albo że
odlecieli na statku kosmicznym… No to może niekoniecznie… Nieważne. Bez
względu na to, czego nie twierdziłyby źródła historyczne, nie ma to
znaczenia. Ważne, że rozumieli, o co w tym wszystkim chodziło i wielu z
nich wcieliło się z powrotem jako jedni z pierwszych osadników na tej
ziemi.
W rezultacie w ten kraj została tchnięta w pełnej równowadze
zarówno żeńska jak i męska energia. Został on zbudowany na zasadach
wolności i suwerenności przynależnych z definicji każdej jednej osobie…
Tak, wiem, że można by w tym momencie zaprotestować, że trwało to setki
lat, zanim te założenia się ziściły, zanim kobiety otrzymały prawo
głosu. Ale to nie miało tak naprawdę znaczenia, ponieważ kobiety miały
faktycznie bardzo znaczny wpływ na… A raczej powinienem powiedzieć, że
żeński pierwiastek, pierwiastek bogini miał znaczny wpływ na to, co od
początku działo się w tym kraju.
Tak więc ludzie, którzy tu się osiedlili, zbudowali ten kraj na
fundamentach wolności. Na temat wolności rozmawialiśmy już wcześniej w
kilku poprzednich przekazach. Czy ludzie naprawdę pragną wolności? Można
by się spierać. Ale w czasie, gdy powstawał ten kraj, to owszem, bardzo
jej pragnęli.
A zatem, droga Shaumbro, ten kraj miał stanowić światło latarni
dobiegające do wszystkich innych krajów, w całej Europie, w całej
Afryce, Azji, na całym świecie, aby świecić przykładem tego, jak może
wyglądać kraj zbudowany na wolności.
Wiadomo też było od początku, że ten kraj będzie dysponował
znacznymi zasobami, w tym finansowymi, i że – jak wy to mówicie – będzie
potęgą (choć to tak naprawdę po prostu zdolność do przyciągania
energii, aby mogła wam służyć). Wiadomo też było, że ten kraj będzie na
tyle silny, by przetrwać jedne z najciemniejszych okresów w dziejach
Ziemi, włączając w to wojny światowe i inne wydarzenia, pomimo których
ten kraj miał pozostać silny i być niczym światło latarni w
najciemniejszych chwilach ludzkości, że miał pozostać silny nawet wtedy,
gdy istoty z zewnątrz, z innych wymiarów, będą starały się mu w tym
przeszkodzić.
W tym kraju zdawano sobie również sprawę, że pewnego dnia trzeba
będzie zakończyć tę rolę, że nadejdą takie czasy, gdy nie będzie już
potrzeby, aby pojedyncze państwo było jedyną potęgą na tej planecie, aby
ogromne bogactwo i władza skupiały się w jednym miejscu. I to jest
dokładnie to, co się właśnie teraz dzieje.
Nowa Atlantyda okazała się sukcesem. Wiem, że wielu z was
zastanawia się, dokąd zmierza ten kraj, skąd te wszystkie problemy
gospodarcze… Cóż, problemy gospodarcze tak naprawdę dotykają teraz ludzi
praktycznie na całym świecie. I naprawdę chce mi się śmiać, gdy ktoś
mnie pyta, czy przewiduję jakąś zapaść gospodarczą, bo ona już miała
miejsce. I to jest w tym wszystkim najlepsze. To już się stało! W
dzisiejszych czasach gospodarka naprawdę opiera się praktycznie na
niczym innym, jak na zaufaniu, a ludziom kończą się już jego pokłady.
Rzeczywiste filary, na których opierała się jeszcze do niedawna
gospodarka światowa zawaliły się już kilka lat temu. I co ciekawe, świat
nadal się kręci. Wciąż żyjecie. To już nie tak, jak w dobie Wielkiego
Kryzysu, który naprawdę siał spustoszenie. I to jest niesamowite.
Gospodarka się rozsypała, a my wciąż tu jesteśmy. A to dlatego, że
świadomość zdecydowała się pójść do przodu, nie potrzebuje już tych
instytucji, które istniały do tej pory. Nie ma potrzeby tworzenia
żadnych struktur podobnych komunom, do których niektórzy próbują nas
przekonać – nie są nam potrzebne żadne komunistyczne struktury. Nie jest
też potrzebne żadne totalne załamanie. Już się wszystko załamało i
proszę, jak jest!
To też dobra analogia dla was samych. U was też doszło swego
czasu do załamania, a proszę, nadal tutaj jesteście. Załamało się u was
wszystko praktycznie na wszelkie możliwe sposoby – załamaliście się
psychicznie, fizycznie, duchowo – a jednak jest coś takiego w was, w
waszej relacji z własną duszą, w waszym pragnieniu doświadczania życia,
co się nie poddało i co wciąż pcha was do przodu. I to jest niesamowite.
To naprawdę interesująca teoria, że coś może się załamać, a mimo
to wciąż iść do przodu. To wymyka się wszelkiej logice i podważa prawa
fizyki, a jednak jest to bardzo, ale to bardzo prawdziwe. Sami
obserwujecie, jak w ciągu kilku ostatnich lat, czy to w odniesieniu do
jednostek, czy też społeczności, krajów czy wręcz całego świata,
wszystko się rozpada. Innymi słowy, jak stare tożsamości ulegają
dekonstrukcji, de-identyfikacji, a jak jednocześnie prawdziwa tożsamość,
autentyczna prawda wciąż funkcjonuje, wciąż żyje. Ha! To naprawdę coś
pięknego!
Tak więc, droga Shaumbro, weźmy z tym teraz głęboki oddech.
Miejcie to wszystko na uwadze, bo teraz będziemy łączyć ze sobą wszystkie te puzzle w jeden obraz.
Historia Atlantydy
Wracamy teraz do Atlantydy. Atlantyda. Chcę powrócić do tego tematu,
ponieważ epoka Atlantydy to praktycznie rzecz biorąc druga era
ludzkości. Czasy Lemurii stanowiły pierwszą, a Atlantyda drugą.
Atlantydzi tak naprawdę nie znali pojęcia Boga. Owszem,
poszukiwali Źródła, ale nie w tym znaczeniu, w jakim wam się wydaje, nie
w kategoriach duchowych. Brak było u nich pojęcia istoty wyższej.
Poszukiwali raczej kryjącej się za tym wszystkim magii. Próbowali odkryć
kryjący się za tym sekret. Szukali eliksiru. I wielu Atlantydów do dziś
to robi. A wy, moi drodzy Atlantydzi, swego czasu wpadliście w
dokładnie tę samą pułapkę. Próbowaliście odkryć tę jedną tajemnicę, to,
jak połączyć kilka substancji w jedną i otrzymać podstawowe źródło
życia, próbując odnaleźć tę… Myśleliście, że odkryjecie ją w wodzie czy w
pewnego rodzaju pożywieniu. Zaczęliście też wpatrywać się w niebo
myśląc, że ten sekret musi być gdzieś tam, skoro nie znaleźliście go
tutaj. Że musi on skrywać się gdzieś tam, na tym pełnym magii niebie,
wśród nocnych gwiazd i w efekcie zaczęliście robić naprawdę ciekawe
rzeczy. A zatem początki astronomii i astrologii pochodzą właśnie z
czasów Atlantydy.
Ale gdy Atlandydzi poszukiwali Źródła wśród gwiazd, wszystko zaczęło się sypać. Wszystko zaczęło się na Atlantydzie psuć.
Można oczywiście powiedzieć, że było to wynikiem tego, co robił
Azura Timu [Tobiasz opowiadał o nim szczegółowo w przekazie pt.
Powstanie Atlantydy], a także późniejszych wojen i braku równowagi
energii seksualnej. Ale to wszystko tak naprawdę pojawiło się jako
odpowiedź na pewien stan świadomości, podobnie jak ma to miejsce w
przypadku was. Wszystko to, co się wówczas wydarzyło, było odpowiedzią
na wezwanie płynące ze świadomości, na zew wzywający do kolejnego etapu
ewolucji, do przejścia przez kolejny zakręt spirali, do zrobienia
następnego milowego kroku, bowiem było już wówczas dla nich jasne, że
musi być coś więcej, że pora do tego dotrzeć, że czas już na integrację z
tym czymś. Nie wiedzieli tylko, co to jest.
Cóż, Atlantyda upadła i nieważne, jakie były tego przyczyny –
wojna, klimat, zniszczenia, asteroidy czy cokolwiek innego. Upadła. Nie
stało się to nagle, to był bolesny proces. Bardzo, ale to bardzo
bolesny. Większość z was otrząsnęła się już do tej pory z tego bólu, ale
wciąż jeszcze jakieś jego echa pozostały, ponieważ naprawdę bardzo
kochaliście Atlantydę.
Czasy Atlantydy były niejako czasem życia w komunach, żyliście
wówczas wszyscy razem, bardzo blisko. Nie było indywidualności, nie było
wyjątkowości, nie było prywatności. Wszyscy żyli jak jeden organizm.
Wasze dzieci dorastały w jednej, ściśle powiązanej społeczności. To było
niczym jeden wielki kibuc… No gdzie mój podkład? Przecież to było
zabawne. Jedna wielka komu… (w tym momencie włącza się ścieżka ze
śmiechem) …jedna wielka komuna.
A gdy to wszystko zaczęło się wreszcie rozpadać – z czego należy
się tylko cieszyć – gdy sytuacja zaczęła stawać się tragiczna, wówczas
Atlantydzi, wszyscy ludzie, którzy jeszcze pozostali, zeszli pod ziemię.
I to dosłownie. Bardzo niewielu było w stanie przeżyć na powierzchni
Ziemi w tym czasie. Szalały na niej pożary, powodzie, burze… trochę tak
jak teraz. Było tam bardzo niebezpiecznie, bardzo ciężko. Zwierzęta
zrobiły się dzikie i wściekłe. To porozumienie, to energetyczne
powiązanie, które ludzie mieli ze zwierzętami, zostało zerwane.
Zwierzęta rzuciły się na ludzi, a ludzie zwrócili się przeciw
zwierzętom. To nie były zbyt piękne czasy, oj nie… Dlatego większość z
tych, którzy przetrwali, zeszła pod ziemię.
Pojawiła się tu ciekawa metafora. Podziemie kojarzyło im się –
wam się kojarzyło – z ukryciem. Poza tym niektórzy z was myśleli, że
dzięki temu będą bliżej krystalicznego źródła, czyli energii zawartej w
kryształach, dzięki której mogła wówczas funkcjonować na ziemi
społeczność ludzka… A wy zamieniliście to na energię elektryczną
biegnącą po wszystkich tych przewodach – no coś pięknego… Hm, to był
sarkazm.
LINDA (udaje, że się śmieje): Ha, ha, ha.
ADAMUS: Atlantydzi używali w tym celu kryształów, a zatem mogli
spokojnie zejść pod ziemię. Byli do tego przyzwyczajeni, ponieważ
właśnie stamtąd czerpali energię. Zeszli zatem do podziemia, a ta
metafora, jej wydźwięk, jest w tym miejscu bardzo, ale to bardzo
istotny, ponieważ miała wówczas miejsce epokowa ewolucja. Do tej pory
szukaliście odpowiedzi na zewnątrz, wśród gwiazd. Teraz nadszedł czas,
aby zejść pod ziemię i połączyć się z Gają.
Jednym z problemów życia w czasach Lemurii było to, że duch,
który wnikał wówczas w ciało fizyczne, pozostawał tak zwiewny i ulotny,
że nie potrafił się solidnie zakotwiczyć w fizycznej rzeczywistości, nie
mógł się uziemić i ten sam problem ciągnął się aż po czasy Atlantydy.
Ale teraz, gdy ludzie zeszli pod ziemię, udało im się nawiązać
rzeczywisty kontakt z Gają… I tak minęły dziesiątki tysięcy lat, zanim
ludzie przestali żyć przede wszystkim pod ziemią i nadszedł wreszcie
czas, aby mogli zacząć wychodzić na jej powierzchnię. I stąd wzięły się
piramidy – to był sposób na wyjście spod ziemi. Piramidy były czymś w
rodzaju schronienia, osłony. Były też swego rodzaju centrum
energetycznym.
Piramidy, drodzy przyjaciele, w większości – nie wszystkie, ale
większość z nich – zostały zbudowane spod ziemi w górę. Naukowcy
twierdzą, że nic podobnego, że ludzie ciągnęli ogromne bloki skalne
przez tysiące czy setki tysięcy kilometrów; głazy, których nawet cała
masa ludzi nie byłaby w stanie ruszyć. Piramidy tak naprawdę zbudowano
spod ziemi, wyniesiono je na miejscu ponad powierzchnię gruntu. Było
jeszcze wtedy na tyle dużo zasobów energetycznych w strukturze
krystalicznej ziemi, a do tego funkcjonowały jeszcze naturalne źródła
energii pod ziemią – źródła termiczne, źródła ciepła, ciśnienia, że nie
było tak trudno zbudować ich od podstaw.
Co ciekawe, ostatnio coraz częściej odnajdywane są piramidy
zachowane głęboko pod ziemią i bynajmniej nie znalazły się one tam w
wyniku osadzania się na nich pyłu pustynnego. Wiele z nich… Ludzie już
niedługo odkryją, że zostały one zbudowane spod ziemi w górę…
Przechodziły też przez nie niesamowite systemy korytarzy. No bo co
innego ma się do roboty, jak się spędza te dziesięć, dwadzieścia tysięcy
lat pod ziemią? Buduje się coraz to więcej tuneli, aby ludzie mogli się
swobodnie komunikować. Były tam też wielkie podziemne rzeki, którymi
spławiano towary z jednego miejsca do drugiego.
A rośliny… Wydaje wam się, że było tam za ciemno? Nie, wcale
nie, bo wtedy było jeszcze pod dostatkiem energii krystalicznej – i
wciąż jej jeszcze trochę w Ziemi jest – która dostarczała piękne
światło, stałe oświetlenie, które szczerze mówiąc, było jeszcze
piękniejsze niż światło słoneczne. Bił od niego niesamowity blask.
Słońce produkuje bardzo ostre światło i ma pewne nieprzyjazne
właściwości energetyczne, a te struktury krystaliczne dawały naprawdę
piękne światło. Atlantydzi wiedzieli, jak wykorzystać je do stworzenia
wszystkiego czego chcieli. To było dla nich źródło energii. Mogli dzięki
niemu produkować żywność. Potrafili też wykorzystywać tę energię do
leczenia.
Poza tym wielkim kryształem, w samym środku Ziemi nie zostało
już zbyt wiele energii krystalicznej. W jądrze Ziemi nie ma roztopionej
lawy, tylko ogromny kryształ. On wciąż tam jest. I bardzo dobrze. To
pozwala też wam wciąż tutaj żyć.
No ale do rzeczy. Energie kryształów odeszły już dawno temu. I
bardo dobrze, ponieważ ludzie właśnie tego chcieli. To nie stało się
dlatego, że byliście złymi ludźmi i te energie nie mogły was ścierpieć,
więc odeszły. Wszystko odbyło się jak należy. Tu chodziło o pewnego
rodzaju przemianę, bo ostatecznie, drogi Davidzie, droga Penny i Edith…
Moja droga Edith! Och, dawaj buziaka! (całuje ją) Ostatecznie chodzi o
uświadomienie sobie, że to wszystko jest właśnie tutaj, w was. Jest
tutaj, w waszym jestestwie, waszym Jestem.
Historia współczesna
Tak więc, kolejnym krokiem było wychodzenie ludzi spod ziemi. Z
początku byto to dla nich dosyć trudne doświadczenie, wręcz
traumatyczne. Do tego czasu pod ziemią powstało wiele pięknych rzeczy…
Na przykład były tam całe ogrody. Naprawdę wielkie i piękne ogrody.
Niektóre z takich ogrodów próbowano później odtworzyć. Na przykład
ogrody w Babilonie były pomyślane jako wierna replika niektórych z
najpiękniejszych, najbardziej niesamowitych ogrodów, jakie powstały pod
ziemią.
Niech wam tylko nie przyjdzie teraz do głowy zajechać po drodze
do domu do sklepu, kupić łopatę i zacząć kopać w ogródku! (śmiech) W tym
wszystkim chodzi o życie tu i teraz… Tak, tak – usłyszałem myśli
niektórych z was. Gdybym był lepszy w marketingu wymyśliłbym specjalną
łopatę Adamusa, żeby lepiej szło wam grzebanie się we własnym… makyo
(śmiech).
LINDA: Ha, ha, ha, ha, ha.
ADAMUS: (śmiejąc się) Oj, ciężka ta publiczność…
Tak więc, droga Shaumbro, musicie wiedzieć, że był to czas
zmian, najwyższa pora na to, by zakończyć epokę Atlantydy i wejść w
epokę Christosa – epokę krystaliczną, Chrystusową. Temu właśnie służyły
wszystkie te zachodzące wówczas zmiany. W nowej erze Christosa chodziło o
to, by ludzie zaczęli wreszcie właściwie pojmować to, czym jest Bóg,
Duch, Źródło, ale nie w rozumieniu miejsca czy rzeczy, ale jego stałej
obecności – tego, że Źródło jest tu zawsze obecne i że to wy nim
jesteście.
Tak więc pojęcie Boga, czy też Ducha, zaczynało stawać się coraz
bardziej powszechne, ale ludziom, żyjącym już teraz na powierzchni
Ziemi, nie wystarczało samo abstrakcyjne pojęcie Boga, więc zaczęli
stwarzać bóstwa praktycznie ze wszystkiego, co widzieli wokół siebie –
nieba, wody, ognia, ptaków, niedźwiedzi, ryb. Czego by nie zaobserwowali
wokół siebie, zaraz stwarzali temu osobne bóstwo. Wciąż istnieją
jeszcze takie religie na Ziemi, w których oddaje się cześć ponad stu
tysiącom bóstw.
Oczywiście żaden człowiek nie jest w stanie czcić i hołubić tylu
bóstw, bo, jak wiadomo, bóstwa są bardzo próżne i potrzebują, by je
nieustannie ubóstwiać. Człowiek po prostu nie ma wystarczająco dużo
czasu w ciągu dnia dla wszystkich stu tysięcy, a próby oddawania im
wszystkim czci jednocześnie nie spotykają się z ich przychylnością – nie
czują się wtedy wystarczająco ubóstwiane… No nie mogę w to uwierzyć,
jaki jestem dzisiaj zabawny, a wy nic… (śmiech).
No więc ludzie zaczęli tworzyć mnóstwo bóstw, czcząc je w końcu w
naprawdę ogromnych ilościach. I w pewnym sensie mieli nawet rację –
naprawdę istnieje coś takiego, jak świadomości ptaków, świadomość drzew,
świadomość mrówek… Jakikolwiek gatunek by nie wybrać, posiada on swego
rodzaju grupową czy też zbiorową świadomość, pod którą możecie się
podłączyć. Ale to nie jest Bóg, a przynajmniej nie w tym sensie, w jakim
ludzie myślą i nie ma potrzeby go czcić. Ogień z kolei jest energią
przejawioną przez świadomość. To energia, która reaguje na świadomość.
Wszelkiego rodzaju energia reaguje i objawia się na wiele różnych
sposobów.
A wracając do naszej historii. W końcu jeden wspaniały Atlantyda
– naprawdę wielki Atlantyda, który był wspaniałym przywódcą i który był
w swoim czasie wielu z was znany na Atlantydzie – o imieniu Abram,
czyli Abraham, wezwał do tego, aby obalić wszystkie te bóstwa i przyjąć w
zamian wiarę w jednego Boga. Jego koncepcja była bardzo klarowna i
Abraham naprawdę miał rację w tym, co głosił. A ogłosił, że… Można by
chyba powiedzieć, że tą pierwotną koncepcją był panteizm, który
odwoływał się do jednego Boga – Boga jako źródła – i dopiero wiele,
wiele, wiele lat później ludzie zaczęli przy tym majstrować i wszystko
pomieszali. Abraham – od którego, nawiasem mówiąc, pochodzi większość
głównych religii świata, takich jak islam, judaizm, chrześcijaństwo –
głosił, że istnieje jeden Bóg i że jest on Bogiem żywym, Bogiem
prawdziwym, Bogiem wszystkiego stworzenia.
Potem ludzie zniekształcili tę koncepcję i umieścili Boga gdzieś
z dala od siebie, a przecież nie tak brzmiała oryginalna idea Abrama.
Kościoły zaczęły twierdzić, że to nieprawda, że Bóg… Owszem, absolutnie
były gotowe przyjąć ideę Boga jedynego, bo to wszystkim bardzo ułatwiło
życie, ale uparcie głosiły, że Bóg jest gdzieś daleko od swojego
stworzenia, gdzieś w jakimś niebie, a już na pewno nie tutaj, na Ziemi.
To właśnie doprowadziło do swego rodzaju zachwiania równowagi, ale z
drugiej strony pozwoliło ludziom na przeżycie naprawdę interesujących
doświadczeń…
Problem jedynie w tym, że do dnia dzisiejszego w świadomości ludzi Bóg
pozostaje daleko stąd, a tak dłużej nie może być. Tak już się dłużej nie
da, ponieważ teraz, gdy rozpoczęła się już nowa epoka, epoka Nowej
Energii, nie może być tak, żeby Bóg pozostawał gdzieś na zewnątrz nas.
Pora, abyście sprowadzili Boga do domu. Pora już zacząć sprowadzać Boga
na Ziemię i to jest dokładnie to, co się tu teraz dzieje.
Bieżąca epoka
Gdy odrzuci się na bok wszystkie te bzdury, całe to filozoficzne makyo,
wszystkie te polityczne i gospodarcze bzdety, po prostu cały ten zgiełk,
wówczas naprawdę można sprowadzić wszystko do jednej podstawowej
kwestii. Sednem tego etapu ewolucji, który ma miejsce w tej erze jest
jedna prosta prawda – "Jestem Bogiem"; Bogiem, który jest tu cały czas
obecny, a nie przebywa gdzieś indziej, ’w niebiosach’; Bogiem, który się
zamanifestował na Ziemi i żyje tu teraz w każdym z nas.
I to nie jest jakiś kolejny religijny czy duchowy trend. Tak
naprawdę w ogóle można w tym wypadku zignorować obie te sfery życia,
duchową i religijną. To zjawisko dotyczy bowiem czystej świadomości i
nie ma nic wspólnego z jakimikolwiek religiami. Mało tego – religie są
mu wręcz z definicji przeciwne. Systemy religijne mają bowiem tendencje
do tego, aby bardzo mocno wnikać w ludzką świadomość. Ludzie dają się w
nie wciągnąć, a potem zaczynają czynić z nich źródło władzy. Innymi
słowy, na bazie religii powstają całe instytucje, tworzą się ’grupy
trzymające władzę’, które nie chcą pozwolić na to, aby cokolwiek zaczęło
w ten ich system ingerować…
No ale, niestety dla nich, każda struktura władzy prędzej czy
później upada. I bardzo dobrze. Za każdym razem, gdy buduje się coś w
oparciu o kontrolę i w ogóle o władzę nad innymi jako taką – bo kontrola
i władza zawsze idą w parze – to taka struktura musi się kiedyś
rozpaść. Za każdym razem natomiast, gdy tworzy się coś na fundamencie
wolności i swobody, za każdym razem, gdy naszym kreacjom damy absolutną
wolność – taką samą wolność, jaką daje wam wasz duch i wasza dusza –
wszystko się pięknie rozwija i ewoluuje.
Jeśli tylko dacie absolutną wolność czemukolwiek, co stworzycie –
książce lub jakiemuś projektowi, czemukolwiek, po prostu jakiejś swojej
nowej tożsamości – wówczas wasza kreacja jest w stanie przetrwać nawet
najtrudniejsze czasy, Wyjdzie bez szwanku z największego chaosu,
przetrwa upadek wszelkich innych struktur. Co więcej, tak naprawdę, to
nawet lepiej będzie się w takich sytuacjach odnajdywać, ponieważ jest
swobodną ekspresją Ducha. Zupełnie wolną. Pełną łaski.
A zatem, jeśli faktycznie zastanawiacie się nad swoim życiem,
nad swoją własną kreatywnością, nad swoim własnym Jestestwem, to warto o
tym pamiętać. To jest właśnie coś, co robimy teraz z naszymi 99-oma
uczestnikami projektu Keahak… Chociaż oni jeszcze o tym nie wiedzą.
Tak więc, droga Shaumbro, zmiany, jakie teraz zachodzą, nie
dotyczą sfery duchowości czy religijności. Te zmiany odnoszą się
bezpośrednio do świadomości, i jeśli spojrzeć na historię ludzkości, to
sprowadza się to wszystko do tego, by wreszcie zrozumieć, że Bóg, Duch
jest obecny tu i teraz, że w rzeczywistości, droga Shaumbro, Bóg jest
Bogiem żywym. Co więcej, to wy przyczyniliście się bezpośrednio do
nadejścia tej ery, co wielu ludziom, wielu organizacjom w ogóle się nie
podoba. Och, oni niekoniecznie muszą zdawać sobie z tego sprawę, że to
wy jesteście za to odpowiedzialni. Wciąż wydaje im się, że jesteście
jedynie niezbyt poważną zbieraniną miłośników New Age. I niech sobie tak
myślą. Niech sobie tak myślą, a my wiemy swoje. Wiemy, że jest zupełnie
inaczej. Dlatego tyle mówimy o makyo, czyli o pozbywaniu się iluzji,
fałszów i starych, nieaktualnych już prawd.
Ta ewolucja świadomości, świadomości obecności na Ziemi Boga
żywego, jest właśnie dokładnie tym, co się teraz dzieje. Wystarczy
spojrzeć na to, co ma teraz miejsce na świecie, bo wiernie odzwierciedla
to tę ewolucję, o której mówię. I czy odnieślibyśmy się do gospodarki,
polityki czy psychologii, to wszystko ma jeden i ten sam podtekst.
Wy, moi drodzy przyjaciele, wysłaliście we wszechświat zew o coś
innego niż to, czym żyliście do tej pory, o coś nowego. Daliście mu
jasno do zrozumienia, że jesteście gotowi dalej ewoluować, i to bez
względu na to, czego by to za sobą nie pociągało… I lepiej nigdy więcej
nie róbcie takiej głupoty! (śmiech). Zawsze wpierw negocjujcie warunki…
Tak więc stwierdziliście, że jesteście gotowi na coś nowego i z tego też
powodu istoty pokroju Kuthumiego, Tobiasza, czy mnie i kilku innych
posłańców, odpowiedziało na wasz zew… Choć w sumie to nie pełnimy roli
posłańców, my jedynie… hm, wyjaśniamy wam pewne kwestie. Staramy się,
abyście mieli co do nich jak największą klarowność. Podczas takich
spotkań jak to dzisiejsze, podczas naszych shoudów ubieramy to wszystko w
słowa, aby dać wam tę jasność, dzięki której wasz umysł byłby w stanie
dostrzec pewne kwestie.
Ponad umysł
To, czego teraz doświadczacie, podążając na samym czele spiralnej
ewolucji ludzkości, jest częścią uczenia się, jak skutecznie wykraczać
ponad umysł, ponieważ – ujmując rzecz bardzo prosto – umysł stał się dla
ludzi swego rodzaju bogiem…
Muszę wpierw wyjaśnić wam to, co właśnie powiedział Cauldre,
czyli że umysł stał się dla was praktycznie bogiem. Z drugiej jednak
strony, to właśnie w umyśle toczy się największa bitwa z Bogiem. Czyli
mamy tu do czynienia ze swego rodzaju paradoksem. Ludzie uważają umysł
za najwyższą formę rozwoju, podczas gdy tak naprawdę toczy się w nim
wielka bitwa pomiędzy inteligencją a Duchem. To jest właśnie powód, dla
którego większość ludzi nie jest w stanie doznać oświecenia, nie są oni w
stanie doświadczać tych momentów, gdy pozostają w ahmyo, a które
mogłyby się z czasem przekształcić w permanentne przybywanie w tym
stanie, w ahmyo.
Ludzie wciąż tkwią uwięzieni w swoim umyśle, podczas gdy cały
czas toczy się w nim jedna wielka bitwa – bitwa pomiędzy walczącym o
swoje dotychczasowe dominium umysłem a Bogiem… który jednak tak naprawdę
też jest bardzo mentalną koncepcją. Wy natomiast w pewnym momencie
stwierdziliście, że nadszedł już czas na coś zupełnie innego, a my
jedynie na ten zew odpowiedzieliśmy… Dlatego tak długo, jak jestem tutaj
z wami, najważniejszym celem naszych spotkań pozostaje wasze uwolnienie
się od umysłu. A kiedy już wam się to uda, wówczas odejdę… No to chyba
warto?
LINDA: Hmmm…
ADAMUS: To znaczy odejdę w tym sensie, że nie będę się już z
wami spotykał tak, jak robię to teraz, czyli podczas shoudów, bo
będziecie już na tyle ufać sobie, że nie będzie wam to potrzebne. Nasze
dyskusje to tak naprawdę efekt tego, że nie jesteście jeszcze w pełni
zintegrowani. Ale w pewnym momencie będzie to musiało nastąpić.
Dobrym przykładem jest tu Tobiasz. Większość z was zintegrowała
już Tobiasza. Oczywiście Tobiasz jest istotą posiadającą duszę i żyje
teraz na Ziemi jako Sam. Ale jego esencja… Do niczego nie jest wam już
potrzebny Tobiasz siedzący na krześle z zamkniętymi oczami i
przekazujący uświęcone przesłania z całym tym nadęciem i celebracją…
(trochę śmiechu). Naprawdę. Tobiasz wybrał taką a nie inną formę
przekazywania wiedzy, ponieważ takiej właśnie wymagaliście. Dziesięć lat
temu było to dokładnie to, co było wam wówczas potrzebne, w takiej
właśnie formie chcieliście tego doświadczać… A dzisiaj macie mnie
(chichocze). I jest trochę inaczej.
No ale do rzeczy. Moim największym wyzwaniem jest sprawienie,
abyście wykroczyli poza umysł. I to jest nie lada wyzwanie. To naprawdę
ciężkie zadanie, ponieważ umysł się kurczowo trzyma swojej
dotychczasowej funkcji i próbuje wszystko rozumieć. To prawda, że są
takie chwile, kiedy wymykacie się spod kontroli umysłu, ale zaraz
wpadacie pod nią z powrotem. Przeraża was to, że go nie ma, bo w takich
chwilach wydaje się wam, jakbyście tracili rozum. A pewnie, że tak!
Przecież po to tu jesteśmy! Tylko o to w tym wszystkim chodzi, żebyście
wreszcie postradali rozum.
Niektórzy z was tak bardzo boją się wyjść poza umysł, bo nie
wiecie, co tam jest po drugiej stronie. Nie wiecie, co tam kryje się w
tej ciemności, do której nie sięga swym wzrokiem umysł. A poza tym
słyszeliście, a właściwie zostaliście tak zahipnotyzowani, moja droga…
(mówi do osoby z publiczności) To znaczy ludzie zostali zahipnotyzowani.
Nie tyle wy, co ludzie zostali tak zahipnotyzowani, żeby wierzyć, że
jeśli nie wypełnią się po uszy tym całym makyo na temat Boga, religii,
Jezusa i wszystkich tych innych rzeczy, jeśli nie będziecie stale
uzupełniać jego poziomu, to wówczas staniecie się otwartym naczyniem
dla… (publiczność mówi "Szatana") To wy to powiedzieliście, nie ja! Tak,
dla Szatana. Co ciekawe, w Biblii bardzo rzadko wspomina się Szatana.
Naprawdę. Weźmy na przykład takiego Lucyfera. Przecież Lucyfer to anioł
światła! Ale z czasem to wszystko zostało przekręcone i zniekształcone.
Tak więc wciąż pokutuje w was strach przed wykroczeniem poza
umysł, bo zostaliście tak zahipnotyzowani, a to jest naprawdę łatwe do
zrobienia… (śmiech, gdy Adamus robi miny i wykonuje gesty, jakby kogoś
„hipnotyzował”). To jest naprawdę łatwe, ponieważ umysł jest dla hipnozy
niczym żyzna gleba. Umysł to bardzo podatny grunt. On tak bardzo lubi
być hipnotyzowany! A wiecie czemu? Bo w gruncie rzeczy nie potrafi
siebie znieść. Naprawdę nie może siebie znieść – a przynajmniej nie w
takiej postaci, w jaką się przekształcił i dlatego stał się podatny na
hipnozę. Uwierzy w cokolwiek, byleby tylko nie musiał mieć do czynienia z
samym sobą. On po prostu chce być hipnotyzowany.
LINDA: To miało być zabawne?
ADAMUS: Nie. Ja wiem, że wam się wydaje, że to taki żart, a
tymczasem wcale nie… A zatem co się takiego stanie, jeśli wyjdziecie
poza umysł – co się wtedy stanie? Co tam się kryje w tych ciemnościach, w
tej otchłani, w tej nicości? Umysł nie jest w stanie tego pojąć. I
właśnie na tym polega problem – umysł zupełnie nie jest w stanie tego
pojąć, więc uparcie twierdzi, że tam nic nie ma, że to nieistnienie, że
to koniec, śmierć, albo – co gorsza – zapaść w wieczną nicość.
A tymczasem nic podobnego! Poza umysłem czeka na was
doświadczanie, potencjały, wybory… Jednym słowem – prawdziwe życie. To
wszystko znajdziecie jednak dopiero tam, gdzie umysł nie sięga.
Tak więc moim zadaniem – tym, do którego mnie tu wezwaliście –
jest pomóc wam wydostać się z umysłu… I robię to z wielką klasą i
finezją (śmiech). Jest w tym wielka klasa i finezja, a czasem… (leci
śmiech z taśmy) to, co postrzegacie jako wygłupy.
A po co to całe wygłupianie? Cóż, przede wszystkim dlatego, że
gdyby Cauldre siedział tu cały czas w bezruchu z zamkniętymi oczami i
tylko wygłaszał kazania, to wszyscy pospaliby się jak susły. A ja chcę,
żebyście byli jak najbardziej obecni. A dlaczego? A dlaczego? Ponieważ –
i chciałbym z tym hasłem zobaczyć koszulki, czapki, naklejki na
zderzaki (pisze na tablicy) – jest to czas, kiedy Duch Jest Obecny.
Duch Jest Obecny
Duch jest obecny. To nawet chwytliwe hasło: Duch Jest Obecny. Zgadza
się, Sart? Dobre na T-shirty, nie? Duch jest obecny. To jest hasło
współczesnych czasów, czasów integracji, czasów sprowadzania… (Śmiech,
kiedy próbuje odebrać Lindzie pilota) Chyba lepiej dam to komuś, komu
mógłbym zaufać… Mamy zatem teraz czasy sprowadzania Ducha tutaj, na
Ziemię, jeszcze w tym życiu, w tym ciele – tu i teraz. Duch jest tu
obecny. On jest tutaj cały czas obecny. Obecność oznacza świadome
pozostawanie tu i teraz, w chwili obecnej, bez odkładania tego na
później, bez przygotowywania tego, bez próbowania… Duch jest obecny na
tej sali.
Oczywiście umysł będzie wam wmawiał, że, no cóż, nie oszukujmy
się, ale nie uosabiacie jeszcze tak do końca Ducha, że nie jesteście
jeszcze tak do końca na niego gotowi, że na pewno coś jeszcze trzeba
zrobić… No i gdy w takich chwilach dajecie mu wiarę, to kreujecie swoją
rzeczywistość wedle takiego właśnie wzorca, bowiem ta zawsze
odzwierciedla wasze przekonanie na jej temat, a nie odwrotnie. Skoro
nastawiacie się na to, że zawsze pozostaje jeszcze coś do zrobienia, że
wciąż jeszcze trzeba na coś czekać, to wasz umysł jest o tym święcie
przekonany, ponieważ nie jest on w stanie pojąć tego, że Duch może być w
was obecny. A dlaczego? Ponieważ to oznacza dla niego utratę kontroli
nad wami. Wydaje mu się, że przez to przestanie istnieć.
Tak naprawdę, to sami tak go zaprogramowaliście, by sprawował
nad wszystkim kontrolę. W pewnym sensie poddaliście się umysłowi. To
tak, jakbyście oddali mu stery i zrobili sobie dłuższą drzemkę. Ale
teraz, do cholery, wreszcie się budzicie! Jesteście coraz bardziej
przebudzeni i umysł nie wie już , co z tym zrobić, bo jest tym wszystkim
cholernie skołowany. A wy w międzyczasie budzicie się coraz bardziej i
chcecie być coraz bardziej suwerenni. Umysł pozostawał do tej pory
przeświadczony, że to on tu rządzi, że to on ma wszystko pod kontrolą.
Do tej pory funkcjonował pod hipnozą, której co prawda został poddany
jeszcze w czasach Atlantydy, ale która najsilniejszy wpływ miała ona w
ciągu ostatnich 50 lat, kiedy to zsumowały się wpływy Atlantydy oraz
efekt bieżących czasów na Ziemi, powodując ogromny napór hipnozy na
umysł.
Więc jak się teraz spod tego wpływu uwolnić? Jak wydostać się
spod tyranii umysłu i powrócić do siebie? Jak już mówiłem wam o tym w
Szkołach Tajemnic, nie próbujcie kombinować, jak wyjść z umysłu. Nie da
się. To jedynie umysł próbuje dowiedzieć się, jak wydostać się z samego
siebie, a tego przecież zrobić nie może, to jest niemożliwe. Będzie
jedynie uganiał się za własnym ogonem i będzie się czuł jak w siódmym
niebie, bo będzie miał zajęcie, będzie miał się na czym skupić i nad
czym pracować. Taka jest jego natura, że zawsze próbuje wszystko
zrozumieć, dlatego będzie się uganiał za własnym ogonem, aż wreszcie,
zziajany i zmęczony, będzie was przekonywał, że naprawdę ciężko nad tym
wszystkim pracuje i zasługuje na wasze uznanie. Nic z tego! Zasługuje co
najwyżej na rozstrzelanie! (Śmiech) To wy zasługujecie na to, aby
wreszcie położyć kres jego dyktatowi. Jak to się mówi? Jeśli spotkasz na
swej drodze Buddę, to go zabij! (Linda aż wstrzymuje oddech) Absolut…
KERRI: Tak!
ADAMUS: Absolutnie. Absolutnie. A dlaczego? Jedno słowo. Zaczyna
się „m” (publiczność mówi „Makyo!”) Makyo! Tak, makyo i myślenie, oba
zaczynają się „m”.
Duch jest obecny. To jest czas obecności Ducha na Ziemi, a wy
zaczynacie to wreszcie uosabiać. Ale nie da się tego osiągnąć myśląc o
tym. Nie da się też tego zrobić słuchając naszych przekazów, dlatego
nawet nie próbujemy tego z wami robić. Przychodzimy tutaj – my, ja, inni
– jedynie w tym celu, aby powiedzieć wam parę rzeczy w nadziei, że w
międzyczasie dotrze do was trochę energii. W nadziei, że coś tam do was
przeniknie. Nadszedł już bowiem czas na to, aby duch żył na Ziemi, w
chwili obecnej.
Ostatnio wiele się mówi o tym w kręgach naukowych. Naukowcy
ogłaszają ostatnio niesamowite rewelacje – no naprawdę niesamowite. Otóż
twierdzą, że we wszystkim co istnieje, kryje się życie, że we wszystkim
czai się świadomość… No to akurat nieprawda, sorry… Twierdzą na
przykład, że nawet takie maleństwo jak foton światła ma świadomość,
ponieważ podczas eksperymentów naukowych można zaobserwować (czym uczeni
są bardzo zaskoczeni), jak fotony – malutkie, bardzo maleńkie
cząsteczki, w zasadzie to cząsteczki niematerialne – w jednej chwili są,
a w następnej już ich nie ma. A gdzie one się wtedy podziewają, jak ich
nie ma? Są tuż obok, w następnym wymiarze. Ich ‘zniknięcie’ nie różni
się niczym od wyjścia z tej sali i… Możesz nam to zademonstrować, Todd?
Mógłbyś wyjść na zewnątrz? (Todd wychodzi z sali) Świetnie. Idź jeszcze
trochę dalej! (śmiech).
LINDA: Todd, Todd, Todd…
ADAMUS: Ech, ci nowicjusze… (dużo śmiechu). Zawsze siądą w przejściu, a potem mają za swoje… Żółtodzioby.
LINDA (do żony Todda): Tak mi przykro…
ADAMUS: A zatem te fotony przechodzą… (żona Todda idzie po
niego) Co za akt odwagi! I miłości! (Więcej śmiechu) Też chcesz zostać
na dworze?
A zatem… (chichocze, bo żona Todda siłuje się z drzwiami)
Widzicie? To jest właśnie to odwrócenie uwagi, o którym rozmawialiśmy w
zeszłym miesiącu. Trochę zamieszania i wszystko staje się łatwiejsze…
Tak, dziękuję. Dziękuję (oklaski publiczności, gdy Todd wraca na salę).
A zatem fotony wydają się wnikać w tę rzeczywistość i zaraz
potem z niej znikać… Cóż, a czymże jest ta cała rzeczywistość? One po
prostu przechodzą do następnego wymiaru, w rzeczywistość istniejącą obok
tej, a to jest równie proste, jak oddech. To jest tak, jak z tym, co
robi Andra – wystarczy wziąć oddech i już można przejść do innego
wymiaru, czy też rozszerzyć się na niego. Naprawdę nie ma sensu
pozostawać tylko w jednym wymiarze… o czym jeszcze sobie porozmawiamy za
chwilę.
Tak więc pytanie brzmi, czy fotony albo jakiekolwiek inne
cząsteczki subatomowe, faktycznie mają świadomość? Otóż nie. Tak
naprawdę, to nie. Nie mają. One jedynie reagują na waszą świadomość i to
jest ta kwestia, w której naukowcy póki co się jeszcze mylą. Wydaje im
się, że światło ma świadomość, czego nigdy wcześniej nie podejrzewali,
bo podczas tych ich eksperymentów widzą, że fotony się pojawiają i
znikają i robią różne inne dziwne rzeczy, co w ich mniemaniu jest
wynikiem tego, że mają świadomość.
Nie mają. Tylko wy, istoty ludzkie, macie tutaj świadomość.
Wszystko inne jedynie na waszą świadomość reaguje. I rzeczywiście
wszystko na nią reaguje, wszystko. Inni ludzie oczywiście też, ale
pomińmy ich tu na chwilę. Wszystko inne, w tym całe królestwo zwierząt i
roślin, wszystkie te istoty, one tylko reagują na waszą świadomość. A
to dlatego, że sami je stworzyliście, przez co wasza świadomość działa
teraz na nie niczym magnes – może je przyciągać i odpychać, może coś
tworzyć i coś od-tworzyć, skonstruować i zdekonstruować. Coś takiego
dzieje się praktycznie przez cały czas. A tu jest tego źródło (pokazuje
na kogoś).
LINDA: Czy to zasługuje na aplauz? (Adamus kręci głową) Nie?
ADAMUS: Nie.
LINDA: Hm.
ADAMUS: A zatem, drodzy przyjaciele, świadomość nieustannie
sprawia, że jedne rzeczy się pojawiają, a inne znikają. A to wszystko
jest wynikiem tego, że Duch jest obecny. Czyli że wy jesteście obecni. I
chodzi o to, abyście w końcu zdobyli się na uosabianie Boga na Ziemi.
Nie jakiegoś wymyślonego Boga, nie jakąś jego mentalną koncepcję, ale
Ducha, który jest tutaj w was obecny. Na tym właśnie polega ten następny
krok ewolucji, jaki ma w tych czasach miejsce.
Wielu ludzi będzie się oczywiście z wami o to spierać. Będą po
prostu bronić tego, w co wierzą. Dlatego będą was wyśmiewać, będą się z
was naigrawać, będą wam zarzucać, że wygadujecie niestworzone rzeczy…
Ale wiecie co? Najlepsze w tym wszystkim jest to, że prędzej czy później
ci sami ludzie do was wrócą – choć może dopiero za kilka ładnych
wcieleń – bo zrozumieją dokładnie to, co jest dla was jasne już teraz,
czym emanujecie na co dzień, co przekazujecie w tych czasach innym.
Wiem, że czasami w siebie wątpicie. Nie, cofam to. Wy wątpicie w
siebie praktycznie nieustannie. Ale racja naprawdę jest po waszej
stronie. Nie mylicie się. Jesteście na właściwej ścieżce. Intuicyjnie
bardzo dobrze rozumiecie to, co się tu teraz dzieje. To tylko umysł ma
jeszcze jakieś wątpliwości. To umysł poddaje się wpływowi zbiorowej
hipnozy i próbuje was z tej ścieżki cofnąć, przez co wy czujecie się
czasem naprawdę nieszczęśliwi, czujecie się z tym wręcz fatalnie i
poziom waszej energii jest wówczas dramatycznie niski. A przez te
wątpliwości wydaje wam się, że wszystko się rozpada… Nie będę się już
nad tym dzisiaj rozwodził, wyjaśniliśmy już sobie czym jest ahmyo.
Naprawdę kroczycie właściwą drogą. Nie ma co do tego żadnych
wątpliwości, to znaczy ja nie mam, bo bezwzględnie wiem, jak jest
naprawdę – a najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że wy o tym też
dobrze wiecie. Dlatego kiedy się tutaj spotykamy, to zamiast wciskać wam
kolejne makyo, staramy się was z niego oczyścić. Zamiast się nad
wszystkim rozwodzić na wszelkie sposoby, wolimy się wygłupiać, aby to w
końcu do was dotarło, że tak naprawdę od zawsze to wszystko
wiedzieliście! Od zawsze wszystko na ten temat wiecie! To skąd, do
cholery, te wszystkie wątpliwości? Byłoby wam o wiele łatwiej, no i
mielibyście z tym o wiele więcej zabawy, gdybyście przestali wreszcie w
siebie wątpić.
Co przeszkadza wam w czerpaniu absolutnej przyjemności z faktu,
że Duch jest w was cały czas obecny? Nie wydaje wam się, że to byłoby
świetne hasło na naklejki na zderzaki? „Duch jest obecny – właśnie w tym
momencie prowadzi samochód”, a na koszulkach „Duch jest obecny w tym
ciele, które ma na sobie tę paskudną koszulkę”. Albo hasło „Duch jest
obecny” na czapce z daszkiem, dokładnie na waszym mózgu – byłoby tam
napisane: „Duch jest obecny w moim mózgu, więc niech umysł przestanie
się tam tak rozpychać". Duch jest obecny w tej cudownej chwili, tu i
teraz.
Pytanie tylko, jak się do tego Ducha przenieść z tego waszego
umysłu? Którędy? Jak to zrobić? Jak sprawić, by Duch stał się obecny w
ciele? Jesteście pionierami nowej świadomości, a mimo to nadal jeszcze
się przed tym powstrzymujecie, nadal nie żyjecie życiem w wysokiej
rozdzielczości. Owszem, przyswajacie je sobie co dzień kawałek po
kawałku, przekraczacie jakieś stare bariery znane wam z przeszłości, ale
jak tym żyć w pełni? Cóż… (ktoś mówi: „Oddychać!”) Oddychać! Wchłonąć
to. Po prostu zintegrować.
Integracja
Dostaję od was często pocztę – duchową, energetyczną – w której
przekonujecie mnie, że oddychacie, a mimo to nic się nie dzieje… Guzik
prawda. Bzdury gadacie. I nawet nie ma to żadnego znaczenia, w jaki
sposób oddychacie, ani też jak często – lub jak rzadko – to robicie,
ponieważ tak czy siak coś się cały czas dzieje. Umysł niekoniecznie musi
to dostrzegać, ponieważ umysł w ogóle nie dostrzega Ducha. Umysł może
doświadczyć jego obecności, ale niekoniecznie dostrzegać jego działania,
które mają miejsce w twoim życiu, Mary, które mają miejsce w twoim
ciele.
To naprawdę śmieszne, gdy twierdzicie, że oddychacie, a nic się
nie dzieje. Dzieje się, i to jak! Ale wy po prostu nie dajecie sobie
możliwości, żeby to zobaczyć. Niemniej jednak cały czas coś się dzieje.
Wywraca wam życie do góry nogami i wytrząsa z niego wszystkie pierdoły,
czego zresztą sami chcieliście (śmiech) i ma to bezpośredni wpływ na
coś, o czym będziemy mówić za chwilę, a wy tego nie dostrzegacie… A jak
to zrobić? Poprzez integrację. Całkowitą integrację.
Tu chodzi o integrację Ducha, o włączenie jego obecności w
chwilę obecną; o to, abyście zaprosili Ducha z samego serca, poprzez
oddech, dzięki temu, że zatrzymacie się na chwilę i poświęcicie ją temu,
aby sprowadzić na Ziemię Ducha i pozwolić mu być obecnym w waszym życiu
– nie w przeszłości, nie w przyszłości, nie kiedyś tam, ale tu teraz, i
to bez wahania, bez powątpiewania… Tymczasem wciąż jeszcze funkcjonuje w
was ten mechanizm, który każe wam wierzyć, że musicie we wszystko
powątpiewać, że wszystko trzeba analizować i sprawdzać. Zachowujecie się
niczym antywirus w komputerze, który musi wszystko sprawdzić, zanim was
do czegokolwiek dopuści. Wcale nie musicie tego robić… Wiem, obawiacie
się, że zrobicie coś głupiego. A kto niby miałby twierdzić, że to
głupie?
Wciąż pokutuje w was to archaiczne przekonanie… (Adamus puszcza
oko) No może jeszcze raz do kamery (mruga ponownie) …że czegoś tam nie
możecie zrobić, bo potem jeszcze narobicie jakichś głupot. W kółko to od
was słyszę… I mam to wszystko na taśmie!
W przypadku niektórych z was mam już całe archiwa takich taśm. Niektórzy
mniej, niektórzy więcej, ale każdy z was ciągle pilnuje i sprawdza, czy
aby nie robi czegoś nie tak, jak trzeba. Rozmawialiśmy o tym podczas
warsztatów z alchemii w Sedonie. Wasz system poddawany jest
permanentnemu skanowaniu w poszukiwaniu wirusów. Non stop… Co za
hipnoza! Umysł każe wam wierzyć, że ciągle coś jest z wami nie tak, więc
stale się skanujecie. Za każdym razem kiedy pierdniecie, martwicie się,
że coś jest nie tak (śmiech), a to zupełnie naturalne!
LINDA: Że co proszę?! Coś ty powiedział?!
ADAMUS: A co, nie ma w słowniku takiego słowa? (włącza się
ścieżka ze śmiechem). Za każdym razem, gdy macie gazy, zaczynacie się
martwić. Widzisz? Nie zabrzmiało to tak dobrze. Albo wzdęcia… Ja tam to
nazywam puszczaniem bąków… Za każdym razem, gdy zaboli was w kolanie lub
czegoś tam nie możecie sobie przypomnieć… Ech, błogosławione te chwile,
kiedy czegoś nie pamiętacie, bo to oznacza, że jesteście na właściwej
drodze… Wy natomiast w takich chwilach tylko się martwicie, bo taki
wgrany macie program. Niemniej jednak możecie odinstalować to
oprogramowanie w każdej chwili. Każdy z was to może zrobić.
A teraz pytanie brzmi, jak to zrobić? Jak tego dokonać? Poprzez
integrację. A jak się integruje? Bierze się głęboki oddech, a potem
cieszy chwilą obecną zamiast się nad nią zastanawiać. Po prostu dajcie
sobie wejść w bezpieczną przestrzeń. Nie ma potrzeby włączania… Niech mi
tu wszyscy zaraz wyłączą ten skaner w głowie i przestaną się
zastanawiać, co jest z nimi nie tak, czy też co by tu jeszcze poddać pod
wątpliwość! Po prostu wyłączcie ten program. Poproszę zaraz Andrę, aby
tu wyszła na środek, włączymy jakąś muzykę, tak tylko, bo jest piękna,
no i trochę też po to, aby odciągnąć waszą uwagę i trochę sobie
pointegrujemy. Duch jest obecny.
A propos, nie ma potrzeby nakazywania Duchowi, aby do was
przyszedł. On już czeka pod drzwiami, i to od dawna. Wasza boskość tylko
czeka na wasze zaproszenie, a wy tymczasem ciągle biegacie po domu jak
szalony kapelusznik, zastanawiając się w kółko, co jest z wami nie tak…
No ciągle wysłuchuję tego waszego: „Co jest ze mną nie tak? Co robię
źle? Czuję, że ktoś stoi przed drzwiami, coś musiało się stać! Idą po
mnie!” Eee tam… To tylko wasz duch tam ciągle czeka, aż go wpuścicie.
A wy z kolei, jak tylko usłyszycie, że to Duch, a nie Obcy,
zaczynacie nową śpiewkę w stylu: "Nie wiem, czy jestem już gotów; nie
wiem, czy wszystko już wystarczająco wysprzątane; nie wiem czy w moim
domu wszystko jak trzeba; czy można już zaprosić gości? A muszę im
zrobić herbatę? Co…" Och! Drodzy ludzie, weźcie głęboki oddech i po
prostu zintegrujcie się z pomocą Andry. Andra, oddaję ich w twoje ręce
(brawa).
[zaczyna grać muzyka – Lemuriański powrót do domu Andersa Holte]
ANDRA: Ta chwila należy do ciebie. To twoje dzieło. Jesteś
gotów, by je przyjąć? Zapraszam was wszystkich, byście poczuli, jak
rozluźnia się wasze ciało, byście na to pozwolili. Pozwólcie się temu
zadziać. Po prostu wczujcie się w to. Zobaczcie, jak głęboko może
poprowadzić was ta muzyka. Coraz głębiej i głębiej…
Anders tchnął życie w tę muzykę w Komnacie Królów. Wy też macie w
sobie wspaniałą komnatę. Zasiądźcie w niej… głęboko… głęboko, w samym
jej środku. Poczujcie to… tę wspaniałą przestrzeń… głęboką i spokojną.
Oddychajcie cały czas przez nos i płyńcie wraz z wdechem coraz głębiej i
głębiej…
Poczujcie to, że w głębi was, w samym środku, panuje spokój.
Spokój tak wielki, że wykracza poza wyobraźnię umysłu. Całkowity
bezruch. W tym bezruchu, w tej ciszy, czeka na was Duch.
Otwórzcie się na każdy kolejny oddech, coraz głębiej i głębiej…
Po prostu weźcie ten dar. Po prostu go weźcie… ten dar miłości… dar współodczuwania.
Czy jesteście na to gotowi? Jesteście na to gotowi? Odprężcie
się. Rozluźnijcie. Poczujcie w sobie ciszę… spokój… Oddychajcie,
przyjmijcie to, co przynosi wam oddech, a następnie uwolnijcie to,
pozwólcie temu odejść…
Przyjmijcie wszystko, co przynosi oddech. A potem uwalniajcie
wszystko to, co wam przyniesie. Niech ta miłość między wami a waszym
Duchem rośnie…
Oddychajcie, bo Duch jest tu wokół, jest w was. Poczujcie to … tę wielką miłość.
Oddychajcie teraz głęboko. Delikatnie… delikatnie… delikatnie…
Coraz głębiej i głębiej… Poczujcie to… tę pieszczotę, jaką niesie ze
sobą oddech.
Wdech… wydech… każdy oddech jest zaproszeniem… zaproszeniem do nas Ducha. Jestem, Kim Jestem… każdy z nas.
Oddychajcie i przyjmujcie. Głęboko, głęboko… do samego jądra tego cudu, którym jest każdy z was.
Oddech za oddechem. Oddech za oddechem… stańcie się płynącą
wibracją, esencją życia, człowieka i Ducha, tak cudownie, doskonale
połączonych.
Czy ty oddychasz mną, drogi Duchu? Czy też ja oddycham tobą?
Głęboko… głęboko w samą istotę mnie, razem bierzemy każdy oddech… czujemy nasz zapach.
Czy jesteście gotowi poczuć zapach tego boskiego stworzenia, jakim jesteście, wy i istota was?
Tak… tak…
ADAMUS: A teraz Andra, zrobimy coś, nad czym zastanawiałaś się
już od jakiegoś czasu, hmm? Ale ciągle nie jesteś pewna, czy jesteś
gotowa to zrobić. A zatem jak poprowadzisz oddychanie z, powiedzmy,
grupą zaawansowaną, z grupą ludzi oświeconych, tak by obyć się bez słów?
Masz teraz okazję tego spróbować. Muzyka niech jeszcze dalej gra… Acha,
i dam ci kilka wskazówek. Możesz wykorzystać do tego oczy. Możesz
posłużyć się przy tym gestem. Możesz poruszać swym ciałem w rytm
oddechów, ale nic nie mów… A zatem dalej.
(Andra prowadzi oddychanie przy pomocy gestów, w tle gra muzyka.)
A teraz bez muzyki, jak poradzisz sobie z oddychaniem z grupą bez słów i bez muzyki? Z tą grupą, to akurat całkiem proste.
(Długa cisza, gdy Andra oddycha z grupą.)
Piękna, magiczna chwila. Dziękuję.
Hmm. Hmm, jak widzicie, świadomość – Duch – obecny tu i teraz,
nie potrzebuje wcale uciekać się do słów. Owszem, słowa czasami są
pożądane. Ludzie potrzebują ich czasem posłuchać. Andra mocno się
ostatnio nad tym zastanawiała, jak wyjść poza słowa, jak wyjść poza
muzykę…
No cóż, kiedy pracuje się z grupą ludzi oświeconych jest to
wyjątkowo łatwe, ale można to zrobić ze wszystkimi. Słowa nie są tu
potrzebne. Świadomość zaczyna reagować bezpośrednio na inną świadomość,
nie potrzebując nawet przywoływać w takiej chwili żadnych energii. I
taki moment staje się chwilą magiczną. Nie trzeba nawet ściągać żadnej
energii. Nie trzeba tak naprawdę robić niczego. Energia pozostaje
chwilowo na uboczu, szanując czas oddechu, czas kontaktu świadomości ze
świadomością.
Hmm, coś niesamowitego… Przed chwilą Andra oddychała z wami, a
wy oddychaliście z nią i żadne słowa nie były tu potrzebne. Nie trzeba
było żadnej energii, żadnych wygłupów ani niczego takiego. Nawet muzyki.
To naprawdę coś pięknego. To się właśnie nazywa obecność Ducha,
gdy nie trzeba całego tego zamieszania, w którym trzeba by się
wyśrodkować, w którym wpierw musi pojawić się klarowność… Ha! Dziękuję,
moja droga (Adamus bierze głęboki oddech).
Głęboki oddech, tak. To był prawdziwy przełom.
Czym emanujecie?
Następna kwestia to właśnie jasność, klarowność. Wspomniałem już o tym
wcześniej, a teraz chciałem was zapytać, czym emanujecie, jakie
wysyłacie we wszechświat informacje o sobie? Co wysyłacie w eter? Paul,
jaki wysyłasz tam komunikat?
PAUL: Że wszystko jest w porządku.
ADAMUS: Że wszystko jest w porządku… A jest? (Paul potakuje) Dobrze. Dobrze. W to akurat faktycznie wierzę.
Teraz szczególnie ważne jest, aby wasze komunikaty, wasze
przesłanie, to, czym emanujecie, było naprawdę klarowne, ponieważ, jak
powiedziałem na początku tej sesji, dobrze byłoby przyjrzeć się temu, co
do was powraca. Spójrzcie na to, co do was przychodzi, co dostajecie,
bo to na pewno nie jest żadne nieporozumienie, żaden przypadek.
Dostajecie od wszechświata dokładnie to, jaki do niego wysyłacie
komunikat.
Choć z drugiej strony to, czym naprawdę emanujecie to
niekoniecznie to samo, co świadomie ubieracie w słowa. Tak naprawdę w
przypadku większości ludzi słowa są zupełnie pozbawione znaczenia. Kiedy
słucham jak ludzie rozmawiają… Tam tak naprawdę nic nie ma, oni
zupełnie nic nie wyrażają. Wszystko to, co mówią, to tylko takie
mentalne międlenie, kręcenie się za własnym ogonem, wypełnianie czymś
przestrzeni w nadziei, że jeśli rzuci się trochę makyo w eter – i nawet
nie chodzi tu tylko o kwestie duchowe, ale jakiekolwiek – że jeśli tylko
coś wypowiedzą, to już te ich słowa coś tam koniecznie muszą znaczyć…
A zatem pytam was teraz, co wy wysyłacie w eter? Co wyrażacie?
Jakie przesłanie od was płynie, ale nie z głowy, a z waszego serca?
Przysłuchajcie się może czasem swoim własnym słowom, a potem się
zamknijcie, (śmiech) po prostu przestańcie gadać, i zobaczcie, co też je
wypełnia.
Ludzie tak dużo gadają. Wiecznie coś mówią. A wiecie do czego te
ich słowa się sprowadzają, poza oczywiście samym makyo? Do opowiadania
swoich historyjek. Do bajeczek. A wiecie o czym są te historie? O
przeszłości. To jest tak, że opowiadanie historyjek oznacza przerabianie
swojej przeszłości, a to bardzo wysysa energie. Takie skupianie się na
swoich starych historiach, opowiadanie tych wszystkich bajeczek o tym,
jak to nas kiedyś skrzywdzono, ciągnie za sobą bardzo duży bagaż.
Niekoniecznie w waszym przypadku, ale w przypadku większości ludzi tak
właśnie jest – bardzo wiele się pod tym ukrywa.
A jeżeli nie jest dla was do końca jasne, jaki komunikat tak
naprawdę wysyłacie we wszechświat, wówczas wchodzicie w pewnego rodzaju
tryb domyślny. Otrzymujecie wówczas jedynie tyle, na ile wam się wydaje,
że zasługujecie – a to bardzo niewiele. Nie zasługujecie na zbyt wiele,
więc i nie dostajecie zbyt wiele. To byłoby nawet zabawne, gdyby nie
to, że wasz umysł nie przestaje nadawać. Nawet jeśli nic nie mówicie,
umysł ciągle gada, a to powoduje, że brak jest wam jasności co do tego,
czego tak naprawdę chcecie. Dlatego właśnie w Szkołach Tajemnic
próbujemy między innymi dać wam trochę jasności w tej kwestii. Nie
zawsze jest to łatwe, bo wymaga dotarcia do samego sedna. I mimo to, że
my próbujemy wam w tym pomóc, ludzie bardzo często upierają się przy
swoim makyo. Wymyślają nawet jakieś pełne makyo hasła myśląc, że dam im
za to nagrodę Adamusa… Nic z tego.
A zatem, droga Shaumbro… (do Lindy) Ty powinnaś dostać dzisiaj
taką jedną, chociażby tylko za swój strój… Tak. Tak. (Oklaski
publiczności) Tak.
Tak więc przez większość czasu brak wam tak naprawdę jasności,
czym emanujecie, a kiedy o tym myślicie, to staje się to dla was jeszcze
bardziej niejasne. I taki potem komunikat wysyłacie w eter i takie
potem przyciągacie do siebie doświadczenia…
A jaki ty wysyłasz komunikat, Bonnie?
BONNIE: Chciałbym, żeby to było światło.
ADAMUS: Nie, nie chodzi o to, czego byś chciała, tylko jaki
rzeczywiście wysyłasz komunikat? I będziemy potrzebować teraz mikrofon.
Będę się teraz przez chwilę czepiał Bonnie.
No więc co wysyłasz w eter? Nie jaki komunikat chciałabyś
wysyłać, ale jaki wysyłasz? Powiedzmy, że jestem istotą, która w ogóle
nie rozumie ludzkiego języka. No zupełnie go nie rozumiem. Nic a nic, bo
jestem z jakiejś bardzo odległej planety. Jaką więc energię od ciebie
poczuję? Jakie przesłanie wysyła w świat twoja świadomość?
BONNIE: No dobra, niech będzie to jasność.
ADAMUS: Takie jest twoje przesłanie? To właśnie bym czuł, gdybym
był jakimś przybyszem z innej planety, który nigdy jeszcze nie był na
Ziemi? Wyobraź sobie, że wczuwam się w samą istotę ciebie. Czy to co
poczuję, to będzie jasność?
BONNIE: Chciałabym, żeby… No tak.
ADAMUS: Makyo. Przykro mi, ale taka jest prawda. To zupełny
fałsz, a jeśli nie obnażysz tutaj przed nami całej prawdy o sobie, no to
gdzie indziej to zrobisz? Wiele osób…
LINDA: Mówisz serio? Naprawdę chcesz usłyszeć odpowiedź na to pytanie? (śmiech).
ADAMUS: Poza tym, Bonnie, tu nie chodzi jakoś szczególnie o
ciebie. Wiele osób emanuje strachem. Nieustannie nadają jeden i ten sam
komunikat – strach i konflikty, strach i bariery, wątpliwości i brak
wiary w siebie. Wasz umysł może teraz próbować oponować argumentując, że
przecież skończyliście studia, macie tytuł doktora i świetną pracę, no i
rodzinę… Ona was nienawidzi! (śmiech). Tak więc wasz umysł was
oszukuje. To, czym ludzie naprawdę na co dzień emanują, to wszelkie
odmiany strachu i niepewności. I to tylko wtedy, gdy mają dobry dzień!
Przez większość czasu bowiem wydają z siebie bliżej niesprecyzowany
bełkot. Po prostu energetyczna breja, ponieważ ich świadomości brakuje
klarowności. Nie mają pojęcia, czym emanują, więc wychodzi z tego jeden
wielki misz-masz. A mimo to nieprzerwanie wysyłają w świat sygnał, który
choć pozbawiony znaczenia, to jednak zajmuje czas i przestrzeń i
przekierowuje ich energie. Może ich nie przejmuje, ale na pewno zmienia
ich bieg.
Jakie zatem naprawdę jest wasze przesłanie? Bonnie, twoje widzę
jak na dłoni. Masz je wypisane na swojej… energii. Mam ci powiedzieć?
BONNIE: Tak.
ADAMUS: Pragnienia, pragnienia i jeszcze raz pragnienia. Jest w
tobie takie olbrzymie pragnienie… I możesz to sobie nazwać pragnieniem
światła, ale to wciąż pragnienie. To właśnie pragnieniem emanujesz.
Przykro mi, ale to, co widać u ciebie, to przejmujące poczucie braku, to
ogromna potrzeba wypełnienia jakiejś pustki w tobie. I nie jesteś w tym
osamotniona – cała sala wypełniona jest podobnymi energiami – braku,
potrzeby, pragnienia, chęci dostania czegoś więcej od życia.
Sama mi powiedziałaś, że mogę to zrobić, że mogę ci to
powiedzieć publicznie. Sama mnie o to prosiłaś. Prawie mnie przekupiłaś,
żebym tylko się do ciebie o to dzisiaj przyczepił… (śmiech). No przykro
mi, ale taka jest prawda. Ale ja nie biorę łapówek… No chyba, że są
naprawdę duże.
Tak więc pragnienie. Praktycznie rzecz biorąc spędzasz życie na…
I możesz się teraz na mnie wściekać, odwracać wzrok i robić, co tylko
chcesz, ale prawda jest taka, że spędzasz życie wpatrując się we
wskazówki zegara, patrząc, jak ci życie umyka i wściekając się, że
przecież, do cholery, pojawiłaś się tutaj w konkretnym celu,
zainwestowałaś w to mnóstwo czasu, mnóstwo pieniędzy, żeby tylko ten cel
odnaleźć, no i gdzie on teraz jest? Kiedy się wreszcie ujawni? Czy masz
tak czekać aż znajdziesz się na łożu śmierci, żeby zdać sobie wreszcie z
niego sprawę?
Tak więc, Bonnie, emanujesz pragnieniem. Wysyłasz we wszechświat
informacje o pragnieniu… Ale jeśli zdasz sobie z tego sprawę, jeśli
staniesz się tego świadoma, będziesz mogła – nie uciekając się do umysłu
– przetransformować to pragnienie w spełnienie. Będziesz mogła poczuć
obecność Ducha w twoim życiu już teraz. Twój związek z Duchem nie musi
mieć formy romansu na odległość. Może przybrać postać tu i teraz… Tak,
teraz możesz dać mi już ten mikrofon… albo nim we mnie rzucić.
A czym ty emanujesz, Kerri? Wiedziałaś, że idę w tym kierunku i
pomyślałaś sobie, że chciałabyś, abym podszedł do ciebie i z tobą o tym
porozmawiał, no to jestem, kochanie. Jak to u ciebie wygląda?
KERRI: U mnie to chyba… niepewność.
ADAMUS: Niepewność.
KERRI: Tak.
ADAMUS: Tak. Daj mi się w to wczuć przez chwilę… To nie jest
pierwszoplanowa kwestia. Podstawowym problemem jest tutaj to, że ty po
prostu… nie ufasz sobie. Masz ogromną moc i boisz się ją uwolnić. Boisz
się, że zniszczysz Ziemię, całą ludzkość, swoich znajomych i wszystko
inne. Tak więc powstrzymujesz się przed jej użyciem i wymyślasz sobie
mnóstwo innych powodów, by nic nie robić, emanując w zasadzie tylko
jednym – „muszę trzymać swoją moc na wodzy, muszę się pohamowywać”. No
więc w konsekwencji rzeczywiście twoja moc jest tak skryta, jak to tylko
możliwe, a ty nie pokazujesz po sobie absolutnie nic, a potem jest to
też dokładnie to, co do ciebie wraca – czyli wielkie nic. A co by się
stało, gdybyś po prostu pozwoliła się temu uwolnić?
KERRI: Że niby jak mam to zrobić?
ADAMUS: „Jak” nie ma tu żadnego znaczenia! Kogo to obchodzi? Jak sobie chcesz. Ja nie mogę…
KERRI: A ja mam już tego po dziurki w nosie! Słyszysz?! (Śmiech,
kiedy ktoś mówi: „Uwaga! Teraz się zacznie!”) Po prostu wal się,
wiesz?! Spierdalaj! Mam dość słuchania tego gówna! Wcale nie chcę się
pohamowywać, ale jak tylko wszystko się poukłada…
ADAMUS: To dlaczego to robisz?
KERRI: Nie wiem! No nie wiem!
ADAMUS: Tchórzysz.
KERRI: No żesz ty…!
ADAMUS: Ogon pod siebie i w nogi… Mówię ci to po to, aby ci
pomóc wyrzucić teraz z siebie cały ten gniew. Specjalnie cię wkurzam.
KERRI: A żebyś wiedział, że jestem cholernie wkurzona na ciebie! Jakbym mogła, to bym cię…
ADAMUS: Eee tam… Udawany ten twój gniew… Sztuczny i tyle.
KERRI: Bo się jeszcze hamuję. Żebyś wiedział!
ADAMUS: No widzisz? Przecież cały czas mówię, że się hamujesz. A
tymczasem ty naprawdę jesteś już gotowa to z siebie wyrzucić. Mogłabyś
wstać na chwilę? Wiedziałaś, że do tego dojdzie, więc masz… Potrafisz
dać teraz temu upust? Tutaj będzie ci najłatwiej. Ale wpierw oddaj mi
mikrofon, bo naprawdę zrobisz nam krzywdę. (śmiech). Po prostu wykrzycz
to z siebie, Kerri, na oczach wszystkich. Uwolnij to. I bez żadnych
zahamowań.
KERRI: (krzyczy) Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! (aplauz publiczności).
ADAMUS: Jakieś to takie marne… Słabiutko. A wy jesteście dla
niej zbyt łaskawi, moi drodzy. Przecież to była jakaś ściema. Jakaś… No
dawaj, pokaż, co potrafisz. Zrób z tego wybuchową mieszankę złości i
humoru i wyrzuć to z siebie. Nie ma się co hamować. Pełną parą.
KERRI: To znaczy, że to nie było pełną parą? A wydawało mi się,
że było… (Publiczność krzyczy: „No krzycz!”)
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Przepraszam!
ADAMUS: Nie, nie, nie. To było… Joe powiedział, że słyszy coś takiego przynajmniej raz w miesiącu (śmiech).
KERRI: Nie, mówi tak, bo się boi.
ADAMUS: No więc zrób to tak naprawdę. Chcesz żebym zrobił to z tobą? Jesteś pewna?
KERRI: No.
ADAMUS: Dobra. W porządku. (Ktoś mówi: „Wszyscy to zrobimy”)
Tak, wszyscy to zróbmy! Absolutnie. Na trzy – raz, dwa, trzy!. (wszyscy
krzyczą) Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Lepiej…
Dużo lepiej… Dobrze. Dobrze, dziękuję… Dziękuję (aplauz publiczności).
Tak więc, moi drodzy… Dziękuję. Dziękuję… Widzisz? Zamiast
męczyć się z tym tutaj (pokazuje na głowę) jak to masz w zwyczaju,
lepiej po prostu wyrzucić to z siebie, uwolnić, pozwolić temu odejść.
Wykrzyczeć. A w szczególności, gdy tak wszystko w sobie tłamsisz.
Emanujesz tym na wszystkie strony, a potem dziwisz się, że wszechświat
odpowiada ci w dokładnie ten sam sposób – jeszcze bardziej cię tłamsi i
pohamowuje. Wciska ci hamulce w podłogę. Prawdę mówiąc sama nie tak
dawno temu stwierdziłaś, że twoje życie przypomina jedno wielkie
zatwardzenie. Wszystko utknęło w oczekiwaniu na coś i nic poza tym całym
czekaniem się w twoim życiu nie dzieje. Uwolnij to.
Tak więc, droga Shaumbro, jaki jest wasz komunikat? Czym
emanujecie? Ale nie obchodzi mnie to, co wam się wydaje tutaj (pokazuje
na głowę), ale to, co tak naprawdę sobą reprezentujecie.
Tak naprawdę możemy to sprowadzić do jednego czy dwóch słów. I
dobrze wiecie, o czym mówię. Jednak jeśli będziecie starać się dojść do
tego z pomocą umysłu, wykombinować sobie, co to jest, to nic z tego nie
będzie. Wystarczy zadać sobie, swojemu Jestestwu, pytanie o to, co to
jest, a potem sobie odpuścić. Odpowiedź przyjdzie sama… Odpowiedź
przyjdzie do was sama. No więc co to takiego? Czy emanujecie strachem?
Zahamowaniami? Pragnieniami? Czy czymś innym, a równie prostym? Jaki
wysyłacie w świat komunikat?
Ważne jest, abyście teraz – i będę tak mocno was naciskał, jak
będzie to konieczne – ważne jest, abyście mieli jasność co do tego, jaki
komunikat wysyłacie w świat, ponieważ to ma swoje konsekwencje także
tutaj, dla was samych. Ta sama informacja dotycząca tego, że czujecie
się przyblokowani, albo że czegoś wam brakuje, dociera teraz także do
waszego Ciała Świadomościowego. Ono ją odbiera, słyszy ją i taka do
niego dociera wiadomość. Ono nie jest dostrojone do tego, aby odbierać
te wszystkie drobne informacje, które chciałby przekazać mu wasz umysł.
Wasze Ciało Świadomościowe nie słyszy słów. Nigdy. Ono odbiera tylko
wasze prawdziwe uczucia.
A zatem jaka w nich kryje się wiadomość dla niego? Kiedy
będziecie już mieli prawdziwą jasność i zrozumienie, że naprawdę możecie
sami ją wybrać – bo to nie musi być żaden bełkot ani przypadek – to
zaczniecie dużo skuteczniej zarządzać energią.
Póki co zużywacie jej ogromne ilości, marnując ją na czasem
zupełnie niewytłumaczalne bzdury, a wasze energie skaczą na wszystkie
strony bez ładu i składu. To niczym jedna wielka zatłoczona autostrada,
która niby zapewnia płynność ruchu, ale u was wszystko stoi w korkach.
Samochody próbują się przecisnąć jednocześnie we wszystkich kierunkach,
niektóre pasy nagle się kończą, a inne zbiegają się jednocześnie w
jednym miejscu. Tak to u was mniej więcej wygląda. Jeden wielki chaos.
Ale jak stanie się to dla was naprawdę, naprawdę, naprawdę, ale
to naprawdę jasne, jak zaczniecie odpuszczać sobie jedno makyo za
drugim, tak jak Todd opisał to w swojej książce, to czym wówczas
będziecie emanować? I nie chodzi o to, by być dla siebie specjalnie
surowym czy też siebie osądzać. Chodzi tylko o to, by pozostawać
świadomym siebie, bo te zaledwie kilka słów, do których można to
wszystko sprowadzić, to jest dokładnie to, co słyszy każdy z was. I jest
to też dokładnie to, co sprawia, że Duch nie był w was do tej pory
obecny. To jest dokładnie to, co odpychało od was Ducha, co sprawiało,
że trzymał się od was na odległość, ponieważ jakaś cząstka was wciąż
wysyłała w eter jedną i tę samą wiadomość – "Nie jestem jeszcze gotowy.
Nie jestem jeszcze gotowy. Nie jestem jeszcze gotowy. Nie jestem jeszcze
gotowy…" A to jest niczym hipnoza. Każda część was zaczyna temu
wierzyć, a następnie reaguje zgodnie z tym, w co uwierzyła. No i kończy
się na tym, że wasze życie pozostaje wciąż bardzo ograniczone i
niespełnione – dokładnie jak to, które chcecie teraz pozostawić za sobą.
Przejrzystość
Mówię to wszystko nie bez powodu. Bo dopiero, gdy będziecie wreszcie
mieli jasność co do tego, czym tak naprawdę emanujecie, będziecie mogli
to zmienić. Bo to można zmienić, ale nie tym (pokazuje na głowę), tylko
tym (pokazuje serce). Głowa jest zbytnio w to wszystko zaangażowana, ale
możecie zmienić to co, czujecie w swym sercu.
Chciałem, żeby Andra pooddychała dziś z wami bez słów, ponieważ
nie były one wam dzisiaj do niczego potrzebne. Oddychaliście z nią, czy
też ona oddychała z wami, aż wasze oddechy się ze sobą w pewnym momencie
połączyły. Tak samo jest z waszym zrozumieniem, waszą przejrzystością
co do tego, jaki wysyłacie w eter komunikat.
Na przykład może on zawierać wasze pragnienie czegoś i taką
wiadomość odbierają ludzie obok was, świat wokół was, no i wy sami.
Kiedy to jednak dostrzeżecie, możecie powiedzieć „Nie!”. Wczujcie się w
to pragnienie. Jakie to uczucie? Cóż, poczujecie na pewno brak i
niedosyt. Będzie w tym też zapewne pewna nuta czegoś w rodzaju
melancholii, ale po chwili zobaczycie coś jeszcze. W pragnieniu
dostrzeżecie bowiem najpewniej także coś, co można by określić mianem
fałszywego romansu, jego pewnego rodzaju zmysłowej natury, który po
jakimś czasie staje się mimo wszystko bardzo uciążliwy.
A czym w zamian chcielibyście emanować? Co tak naprawdę chcecie
poczuć? Może to być na przykład spełnienie zamiast pragnienia. A jeśli
się w nie wczujecie – zamiast o nim myśleć, zamiast przepisywać je
tysiąc razy, zamiast mówić o nim wszystkim dookoła – kiedy wczujecie
się, czym jest spełnienie, co to znaczy, że Duch jest obecny w waszym
życiu i jakie to uczucie, wówczas to się zacznie naprawdę dziać.
Wtedy nawet wasz umysł zacznie się do tego przekonywać i
stwierdzi w końcu, że to nawet całkiem niezłe. A kiedy już to zrobi,
zacznie się integrować z waszym Ciałem Świadomościowym. I wówczas
wszystko stanie się dla was jasne i nagle okaże się, że to właśnie do
siebie przyciągacie – to, co jest spełnione; to, co jest kompletne; to,
co jest tutaj tylko po to, by się tym cieszyć i z tym tańczyć, a nie to,
co jest niepełne i co w jakiś sposób trzeba dopełnić. Wszystko pojawi
się w waszym życiu niejako samo z siebie tylko dlatego, że Duch będzie w
nim obecny – tu i teraz.
Wielość
Gdy żyłem na Ziemi jako hrabia St Germain, mówiono o mnie – i nie było w
tym zbytniej przesady – że potrafiłem jednocześnie pisać list, jedną
ręką pisać list, a drugą muzykę, symfonię czy operę, jednocześnie
rozmawiając z dwoma czy trzema osobami, a wszystko to podczas snu…
LINDA: Czyli po prostu byłeś kobietą (mnóstwo śmiechu i oklaski).
ADAMUS: Nie dałaś mi skończyć… Ja to wszystko robiłem bez żadnego narzekania.
LINDA: Ohhhhh! Ooooohhhh! Ooooohhhhh! Ooooohhhhh! (śmiech i okrzyki publiczności).
ADAMUS: Tam nie ma przycisku do wyrażania dezaprobaty! Takiego
tam nie masz! Co więcej, potrafiłem robić to wszystko jednocześnie
absolutnie ciesząc się każdą chwilą mojego życia. Tak było – mniej
więcej.
A wy tymczasem potraficie robić raptem jedną rzecz naraz… No,
może czasem dwie rzeczy naraz. Potraficie na przykład prowadzić samochód
i rozmawiać jednocześnie przez komórkę, co czasem naprawdę mnie
zadziwia. Potraficie robić jedną czy dwie rzeczy naraz – rozmawiać przez
telefon i gotować obiad. Potraficie też pisać coś na komputerze i
jednocześnie słuchać muzyki. A dlaczego tylko dwie? No dlaczego?
Dlatego, że tak zostaliście zaprogramowani; dlatego, że wasze kanały
energetyczne, przepływ czy rozdział energii w waszym Ciele
Świadomościowym został ustawiony w ten a nie inny sposób.
A to nie tak powinno być. Nie ma powodu, dla którego nie
mielibyście móc robić wielu rzeczy jednocześnie. Oczywiście istnieją
pewne ograniczenia natury fizycznej… Chociaż z drugiej strony może wcale
nie…
Tak więc, droga Shaumbro, łącząc te wszystkie kwestie w jedną –
kwintesencją naszej dzisiejszej dyskusji jest to, że jesteście istotami
wszechstronnymi, wielowymiarowymi, tyle tylko, że się przed tym
powstrzymujecie. Skupiacie się na robieniu jednej rzeczy naraz.
Uwierzyliście w ograniczenia czasu i przestrzeni, ale teraz nadszedł już
czas, aby się od tego uwolnić. Nadszedł czas, aby ruszyć dalej.
Nadszedł czas, abyście uświadomili sobie, że możecie robić wiele rzeczy
jednocześnie.
No to teraz zadanie domowe. Nieczęsto mam dla was jakąś pracę
domową, ale dziś i owszem. Spróbujcie robić wiele rzeczy naraz. W domu, z
przyjaciółmi, w pracy – to nie musi ograniczać się do waszych
prywatnych czynności. Sprawdźcie, ile rzeczy możecie robić w tym samym
czasie?
Możecie zacząć już podczas dzisiejszej imprezy – potraficie na
przykład prowadzić rozmowę i jednocześnie jeść kiełbaski, a wszystko to
nie przestając tańczyć? Wasz umysł oczywiście od razu się wtrąci i
stwierdzi, że po pierwsze, to w ogóle nie powinniście takich rzeczy
robić, a po drugie – że tego i tak się nie da zrobić… Ależ oczywiście,
że się da. Przecież chcecie być w Nowej Energii. Chcecie by Duch był tu
nieustannie obecny. A Duch nie musi ograniczać się tylko do jednej czy
dwu czynności jednocześnie.
Na początku może się to wam wydawać dziwne i trudne. Spróbujcie
choćby napisać coś obiema rękami naraz, pisząc coś zupełnie innego każdą
ręką. To będzie wydawać się wam bardzo dziwne na początku, ale prędzej
czy później nadejdzie ten „aha” moment, o którym mówił Tobiasz i zdacie
sobie wówczas sprawę, że wasze życie było do tej pory bardzo
ograniczone, bardzo skrępowane, że tkwiło bardzo głęboko w dwoistości. A
już dłużej tak przecież nie musi być. Wyobraźcie sobie, jaka to zabawa,
gdy robi się wszystkie te rzeczy naraz.
A oto, w czym tkwi cały sekret. Otóż nie możecie o tym myśleć,
gdy będziecie to zrobić, bo w przeciwnym wypadku nic z tego nie będzie.
Jeśli będziecie o tym myśleć, jeśli spróbujecie dać czemuś połowę swojej
uwagi, czemuś innemu jedną czwartą, a jeszcze czemuś innemu pozostałą
ćwiartkę, to nic z tego nie będzie. To nie zadziała. Umysł jest tak
zaprogramowany, tak zahipnotyzowany, aby wykonywać bardzo niewiele
czynności naraz.
A przecież w rzeczywistości już teraz robicie wiele różnych
rzeczy. Wydaje wam się, że po prostu tu siedzicie patrząc na mnie i mnie
wygwizdując, ale tak naprawdę robicie dużo więcej. Oczywiście świadomie
skupiacie na mnie swój wzrok, siedzicie w fotelu, utrzymujecie
równowagę – w tym sensie, że utrzymujecie się na krześle, żeby nie spaść
i wydaje wam się, że to cała wasza aktywność.
A tymczasem jednocześnie dzieje się wiele innych rzeczy. Na
przykład poszerza się wasza świadomość, cały czas postępuje po spirali
wasza ewolucja, pewne kwestie ulegają uwolnieniu, jakaś cząstka was
testuje nowe potencjały, które urzeczywistniać się będą choćby już
jutro… Tyle tylko, że wy nie jesteście tego świadomi. A tymczasem
jesteście z natury wszechstronni i potraficie wykonywać wiele zadań
naraz.
A kiedy pobawicie się z tym teraz trochę, próbując na przykład
jednocześnie pisać na klawiaturze i odręcznie, czy też robić dwie, trzy,
cztery różne inne rzeczy, będzie to dla was niewygodne i prawdopodobnie
początkowo znów będą lecieć pod moim adresem przekleństwa. Niemniej
jednak w pewnym momencie zaczniecie zdawać sobie sprawę, że dzieje się
dużo więcej niż wam się do tej pory wydawało i że potraficie wykonywać
dużo więcej czynności naraz. Możecie być znacznie bardziej produktywni
wykorzystując swoje energie. Możecie bardziej skutecznie nimi zarządzać i
w ten sposób uwolnić część z nich do tego, aby stwarzać naprawdę
wielkie kreacje albo też po prostu być w pełni szczęśliwym jedynie
odczuwając obecność Ducha na Ziemi. Zdajecie sobie sprawę z tego, że tak
naprawdę nic nie musicie robić? Podobnie jak nie potrzebujecie słów, by
oddychać. Owszem, one czasem pomagają ruszyć z miejsca, ale potem można
już je sobie odpuścić, podobnie jak myślenie.
I tak, moi drodzy, przyszedł czas na waszą imprezę. Moja droga
(mówi do Lindy), wyglądasz dziś cudownie. Tak, tak (oklaski). Jestem
pewien, że projektant Statuy Wolności byłby pod wielkim wrażeniem (leci
wideo ze sztucznymi ogniami). Frédéric Bartholdi, architekt tego
projektu, byłby naprawdę pod wrażeniem i poczułby się zaszczycony tym,
jak dziś wyglądasz (oklaski).
A zatem, drodzy przyjaciele, bawcie się. I pamiętajcie, że wszystko jest dobrze w całym stworzeniu.
I tak to jest.
© Copyright 2010 Geoffrey Hoppe, Golden, CO 80403
Jakiekolwiek wykorzystanie powyższego tekstu w celach zarobkowych zabronione.
Tłumaczenie: Tomasz Lebiecki ( [email protected]
)