I tak to było. To porozumienie, które zostało zawarte w naszej rodzinie setki tysięcy lat temu w zaciszu wspaniałej świątyni w Tien, to porozumienie, które – zgodnie z proroctwem sprzed ponad dwu tysięcy lat – zakładało, iż ta właśnie grupa zbierze się ponownie razem na Ziemi, aby z pomocą tych, którzy pozostawać będą w tym czasie w wymiarach anielskich, służyć ludzkości swą pomocą, wsparciem i miłością – właśnie teraz, w tych najbardziej niesamowitych czasach, które niosą ze sobą zmiany wręcz monumentalne, i to nie tylko dla ludzkości, ale wręcz dla całego stworzenia. To właśnie dlatego tu dziś jesteśmy.

Oto dzień rozdania świadectw, dzień waszego absolutorium, droga Shaumbro, i wielka to dla mnie radość, że to właśnie ja, Tobiasz, jestem tu dziś z wami. To nie o moje odejście, nie o mój powrót na Ziemię się tu dziś rozchodzi. Skąd te łzy, Cauldre? Skąd te głębokie uczucia, Shaumbro? Przecież tu nie chodzi wcale o mnie. To raczej my – ja, Tobiasz, Adamus, Kuthumi i wszystkie anioły, to my, którzy jesteśmy tu, po tej stronie ronimy dziś łzy, ponieważ nadszedł dzień waszego absolutorium. To właśnie wy jesteście dziś w centrum uwagi wszystkich tu obecnych.

Nasza Wspólna Podróż

Kiedy zaczynaliśmy razem pracować, kiedy w całym wszechświecie, we wszystkich wymiarach rozbrzmiał zew archanioła Gabriela wzywający pewną grupę ludzi do tego, aby w czasie zmian i transformacji, w czasie narodzin Nowej Energii, podjęła na Ziemi działania mające przełamać zaistniały tu impas i zastój w energiach starego porządku. A gdy zabrzmiało to wezwanie, wówczas wy na nie odpowiedzieliście. Pojawiliście się na Ziemi gotowi podjąć to wyzwanie, choć nie było wam łatwo, choć czekało was wiele zmagań i wysiłków. Jak już nam nieraz mówiliście, wcale nie jest wam tak łatwo, jak mogłoby nam się tutaj wydawać… I my wiemy o tym. Tak naprawdę to wiedzieliśmy o tym od początku, droga Shaumbro, ale naszym zadaniem było dodawać wam otuchy i przypominać wam kim i po co tu jesteście; naszym zadaniem było uświadomienie wam, że już dokonaliście tego, co było waszym celem; naszym zadaniem było utwierdzanie was w miłości do was samych, podczas gdy wszystko wokół was wydawało się zniechęcać was do tego.

Tak więc gdy pojawiliście się na Ziemi, gdy odpowiedzieliście na nasze wezwanie, nie wiedzieliśmy jeszcze wówczas, to znaczy 21 sierpnia 1999 roku, jak długo przyjdzie nam z wami pracować. Stawialiśmy tutaj o to zakłady (śmiech). Naprawdę. Niektórzy z nas… muszę wam powiedzieć, że wszyscy ci z nas, którzy pracowali z wami bezpośrednio, byli już kiedyś na Ziemi, żyli już jako ludzie, byli już kiedyś na waszym miejscu, ronili takie same łzy i rozbrzmiewał w nich taki sam śmiech. Wszyscy ci ze Szkarłatnego Kręgu, którzy są wam najbliżsi, wiedzą jak to jest być człowiekiem… Tak więc gdy stawialiśmy zakłady dotyczące tego, ile ten proces będzie musiał zabrać wam czasu, to najbardziej optymistycznie nastawieni z nas zakładali, że zajmie to około trzech wcieleń. Powiem wam, że ja okazałem z nas wszystkich najwięcej optymizmu i obstawiałem jedynie dwa wcielenia (śmiech). I byłem gotów spędzić z wami cały ten czas. Nie mieliśmy wówczas pojęcia… nikt z nas nie miał pojęcia, że zajmie to zaledwie dziesięć lat…

Nie byliśmy w stanie przewidzieć daty, a jedynie samo wydarzenie. Wiedzieliśmy, że nastąpi, ale nie mieliśmy pojęcia przez co będziecie musieli przejść, a teraz proszę – już po wszystkim! Wydawałoby się, że dopiero co zaczęliśmy, a tymczasem okazało się, że już dziś możemy udzielić wam absolutorium, możemy pozwolić wam wypłynąć na szerokie wody, możemy was już opuścić. Uwalniamy was po to, abyśmy mieli możliwość na nowo dopasować nasze energie do nowej sytuacji, a następnie powrócić do was, aby znów z wami pracować, choć już w zupełnie inny sposób.

Pamiętacie pierwszy ‘oficjalny’ Shoud? Ten, który odbył się 21 sierpnia 1999 roku, który zatytułowaliśmy: „Odejście przewodników”? Wielu z was się to wówczas tak bardzo nie spodobało, że wkrótce odeszli od Szkarłatnego Kręgu. Choć jednocześnie znacznie więcej z was pozostało, znacznie więcej z was ponownie się tu zjawiło, dobrze pamiętając porozumienie, które zawarliśmy w świątyniach Tien i równie dobrze pamiętając ostatnie takie zgromadzenie, które miało miejsce w czasach Jeszuy.

Wasi przewodnicy odeszli dziesięć lat temu, abyście mogli wreszcie stanąć na własnych nogach. Niektórym z was się wydaje, że dopiero teraz przechodzicie ciężki okres - teraz, w chwili obecnej, tymczasem to właśnie wtedy było wam naprawdę trudno. To wtedy przyszło wam przeżyć najciemniejszą noc swojej duszy. Wtedy, gdy pozwoliliście odejść tym wszystkim istotom anielskim, które były przy was od tak bardzo, bardzo dawna, gdy pozwoliliście odejść waszym najlepszym, najbliższym przyjaciołom, którzy zdążyli już do tego czasu stać się cząstką was samych. Czuliście, że te anielskie istoty, które dbały dotąd o utrzymanie połączenia pomiędzy waszym ludzkim i waszym boskim ja, pomiędzy wami a waszymi duchowymi rodzinami – anielskimi rodzinami, są już częścią was, a tymczasem te drogie waszym sercom istoty, które pomagały wam dotąd utrzymywać równowagę energetyczną w tej bardzo trudnej, trójwymiarowej rzeczywistości opuściły was; odeszły.

W latach 1999-2000 przyszło wam doświadczyć najmroczniejszych czasów w całym swoim istnieniu. Poczuliście się opuszczeni, wręcz zdradzeni, jak gdybyście utracili wszystko to, co było wam w życiu najbliższe. Pamiętam, jak spędzałem przy was niezliczoną ilość nocy podnosząc was raz za razem na duchu, próbując uzmysłowić wam, że było to częścią waszego własnego planu, próbując uzmysłowić wam, że nie zrobiliście nic złego… Dlaczego zawsze wtedy, gdy nadchodzą czasy zmian i ewolucji ludziom wydaje się, że zrobili coś złego? Może dlatego, że czasem jest to bolesne? I to prawda - jest. Może dlatego, że jest to przerażające? Jak najbardziej. Ale uwolnienie się od waszych przewodników było częścią waszego własnego planu, który miał umożliwić wam wzięcie na siebie pełnej odpowiedzialności i doświadczenie pełni waszego Jam-Jestestwa.

Niektórzy z was stali się bowiem do tego czasu nazbyt uzależnieni od pomocy waszych duchowych przewodników, waszych aniołów i zaczęli spychać na nich odpowiedzialność za swoje istnienie. Wielu z was twierdziło wręcz, że to one każą robić wam to czy tamto, a my, kiedy to od was usłyszeliśmy, też musieliśmy was opuścić. Musieliśmy uszanować tę waszą decyzję, ponieważ przestaliście wówczas przemawiać swym własnym głosem, przestaliście przemawiać z głębi własnego serca, z głębi własnego ducha.

A to wszystko miało miejsce raptem dziesięć lat temu i te dziesięć lat przeleciało w mgnieniu oka – przecież dopiero co zaczęliśmy się tutaj spotykać. A czy przyłączyliście się do Szkarłatnego Kręgu albo zaczęliście czytać Shoudy rok czy pięć lat temu, jest zupełnie bez znaczenia, ponieważ w wymiarze energetycznym byliście z nami połączeni od samego początku.

I tak oto nadszedł dzień udzielenia wam absolutorium. Macie już bowiem za sobą wszystkie procesy. Macie już za sobą wszystkie uwalniania, przekształcenia, zdobywania mądrości. Zaakceptowaliście wreszcie siebie i zrozumieliście już na czym polega miłość i współodczuwanie. I to nie jedynie w teorii, ale w praktyce waszego codziennego życia, w was samych. W bardzo krótkim czasie przeszliście wręcz nieprawdopodobną przemianę, choć z drugiej strony nie wszystkim z was dane było dotrwać do końca. Mówię teraz do tych, którzy zbierają się już powoli wokół nas i szykują się na to nasze małe święto, które tu dziś z wami obchodzimy. Mówię do tych, którzy powrócili już ze swych wcieleń na Ziemi – do Moniki, Krystyny i wielu innych, którzy powrócili tu do nas jeszcze zanim nadszedł ten dzień. Oni nie odeszli jednak dlatego, że było im tak trudno na Ziemi. Powrócili tu do nas, ponieważ bardzo was kochają i chcą być tu po tej stronie po to, aby służyć wam wsparciem w tym, czego wciąż dokonujecie na Ziemi. Zebrali się tu wraz z tymi wszystkimi, których kiedykolwiek tu u nas gościliśmy przez te ostatnie dziesięć lat. Każdy z nich przybył tu dziś, aby uczestniczyć w naszej pożegnalnej ceremonii.

Na Rozdrożu

Przyszedł już czas na to, abyście pokochali samych siebie. Stajemy dziś na rozdrożu, jakiego jeszcze nigdy dotąd razem nie doświadczaliśmy. Przeczuwaliście to na przestrzeni ostatnich tygodni, kiedy to wielu z was śniła się nocami dzisiejsza ceremonia zakończenia. Ale nie martwcie się, moi drodzy. Wiem, że kilkorgu z was śniła się ta ceremonia, że nie dotarliście na nią na czas, że coś was zatrzymało. Myśleliście, że śniła wam się wasza stara szkoła czy też wasze studia. Nic z tego. To o dzisiejszym dniu śniliście.

Niektórzy z was nie mogli znaleźć kluczyków do auta, kiedy chcieli pojechać na ceremonię. Innych zatrzymało coś w drodze, próbowali komuś w czymś pomóc. Ale chciałem wam w tym miejscu powiedzieć, że wszystkim wam udało się tu dotrzeć. Jesteście tu. Te sny to był tylko wyraz waszych lęków i waszych obaw oraz, o czym powiemy za chwilę, wyraz waszego własnego sabotażu darów i doświadczeń, na które sobie zasłużyliście, które dla siebie przygotowaliście.

Niektórzy z was borykali się ostatnio z myślami, czy nie lepiej byłoby odejść, ponieważ wydaje wam się, że nie znajdujecie w sobie odpowiedzi, że nie potraficie już zrobić ani jednego kroku dalej. Lecz chciałbym w tym miejscu przypomnieć wam wszystkim i każdemu z was z osobna i to bez względu na to, czy zdecydujecie się odejść czy pozostać – a niektórzy z was rzeczywiście odejdą w przeciągu najbliższego tygodnia… Nie martwcie się – ci, którzy odejdą, już o tym wiedzą, tak więc nie podejmujemy tu żadnych decyzji, po prostu niektórzy, którzy są nam bardzo bliscy i bardzo drodzy, odejdą i powrócą tu do nas.

Ale chciałem was tu dziś zapewnić, że wszyscy już tu dotarliście. Wszyscy otrzymaliście absolutorium, a więc możecie się już zrelaksować, bo już tu jesteście. Dokonaliście transformacji samych siebie, integracji waszej duszy. Udało wam się. A jeśli zdecydujecie się powrócić tu do nas na naszą stronę, wówczas powitamy was z otwartymi ramionami i pełni miłości. Nie podejmujecie w ten sposób żadnej błędnej czy też złej decyzji. To po prostu wasz wybór, a to najważniejsze, więc nie bądźcie dla siebie tacy srodzy.

Możecie też zdecydować się na pozostanie na Ziemi i obserwowanie tego, co się tu teraz będzie działo. Możecie przyglądać się temu, jaką drogę obierze Shaumbra i co się będzie działo, gdy pojawi się Adamus i zacznie pracować z wami w Nowej Energii. Zaobserwujcie co się stanie, gdy podpiszecie swoją proklamację, w której podejmujecie się wziąć na siebie odpowiedzialność za swą własną kreację – obserwujcie, co się wówczas będzie działo.

Dla części z was był to trudny okres, ponieważ proces uwalniania, który w was ostatnio zachodził, okazał się być bardzo intensywny, podobnie jak intensywna okazała się transformacja waszego ludzkiego i waszego duchowego ja – powinno było to przecież zająć wam ze trzy wcielenia. A tymczasem jesteśmy tu już wszyscy razem w tym dniu świętowania waszego absolutorium.

Jeszcze wcale nie tak odlegle są czasy, które wielu z was zapewne pamięta z poprzednich wcieleń, a być może też i z tego, kiedy to imię Jahwe nie mogło być głośno wymawiane, kiedy trzeba je było ukrywać, chować pod inicjałami - JHWH. Nie można nawet było wypowiedzieć słowa Bóg, ale nie dlatego, że Bóg by się wściekł i obrzucił was piorunami; nie dlatego, że miało to wszystko stanowić tajemnicę. Jeszcze nie tak odległe są czasy, kiedy człowiek nie mógł wypowiedzieć słowa ‘Bóg’. Trzeba było posługiwać się różnymi innymi określeniami. Nie można było powiedzieć słowa ‘Duch’ albo ‘Odwieczny’.

A teraz mamy tu oto grupę ludzi, którzy nie muszą ukrywać się za zasłoną słowa Jahwe. Teraz nadeszły już czasy, kiedy można swobodnie powiedzieć: ”Ja też jestem Bogiem. Prawdziwym Bogiem. Jestem tym, czym jestem.”

Tak więc zastanawiacie się, czego dotyczy to absolutorium? Zastanawiacie się, o czym tu dziś mówimy? Właśnie o tym, że zdaliście sobie wreszcie sprawę z tego, że też jesteście Bogiem; Bogiem, który żyje w świecie ludzkiej iluzji czy też w ludzkiej rzeczywistości, a fakt, że jesteście w stanie to powiedzieć, powiedzieć to na głos sobie i innym, jest bardzo znaczący. To wręcz milowy krok.

Weźmy głęboki oddech teraz, kiedy nie musimy się już ukrywać, kiedy nie musimy już używać zawoalowanych określeń na to, że „jesteśmy tym, czym jesteśmy – Bogiem.”

Ostatnia Wspólna Wizyta

Droga Shaumbro, przygotowaliśmy dziś na tę okazję specjalną ceremonię. Proszę, aby teraz każdy z was wziął głęboki oddech i pozwolił swojej świadomości się poszerzyć. Zapraszam was po raz ostatni całą grupą do mojej chatki. Weźcie głęboki oddech i niech wasza poszerzająca się świadomość zaprowadzi was do mojej chatki. Przygotowywaliśmy się do tej wizyty przez ostatnie dziesięć lat. Przygotowywaliśmy wszystko na ten właśnie moment.

Niektórzy z was pytają, jak mają się tam dostać. Użyjcie swojej wyobraźni. Wasza wyobraźnia jest jednym z najwspanialszych bożych darów, a więc darów, które sami sobie ofiarowaliście. To wasza wyobraźnia stworzyła fizyczne wszechświaty. To wasza wyobraźnia stworzyła inne wymiary. Nie ma różnicy pomiędzy wyobraźnią a rzeczywistością. One jedynie czasami w różny sposób się manifestują.

Niektórzy mówią, że „to tylko wyobraźnia”, ponieważ nie manifestuje się ona bezpośrednio w tej trójwymiarowej rzeczywistości, lecz zapewniam was, że jest ona równie rzeczywista jak wszystko, co postrzegacie wokół siebie jako waszą rzeczywistość. Im bardziej będziecie się zagłębiać w Nową Energię tym bardziej stanie się to dla was oczywiste, że nie istnieje żaden podział między tym, co nazywacie fizyczną rzeczywistością a tym, co określacie mianem wyobraźni. To jedno i to samo.

Tak naprawdę to wszystko to, co zostaje stworzone za pomocą wyobraźni w światach nie-fizycznych jest dużo bardziej prawdziwe niż to, co manifestuje się w rzeczywistości materialnej. Ci z was, którzy pójdą dalej wraz ze Szkarłatnym Kręgiem, którzy pójdą dalej z Shaumbrą, zrozumieją, że tak naprawdę nie ma tu żadnej różnicy. To wszystko jedno i to samo. Wszystko sprowadza się do waszej decyzji co do tego, jak, gdzie i kiedy manifestują się wasze wybory.

Już dawno tworzycie w innych wymiarach – w waszej wyobraźni. Tworzycie na Nowej Ziemi, gdzie wszystko jest tak prawdziwe, jak to tylko możliwe. Z pomocą Adamusa i Nowej Energii nauczycie się wkrótce, jak manifestować wasze kreacje w tej rzeczywistości, i to za każdym razem, kiedy tego zechcecie.

A więc jak macie trafić do chatki Tobiasza, gdzie czeka na was wspaniała zabawa? Wyobraźcie to sobie. Wyobraźcie to sobie w głębi waszych serc, z każdym waszym oddechem. A więc w drogę. Przecież byliście tam już nieraz.

Ale zanim jeszcze wejdziemy do środka… Zapewne zauważyliście, że przed wejściem stoi grupa aniołów, które póki co nie wpuszczają was jeszcze do środka. Zbierzmy się zatem przed domem. Jest naprawdę piękny. Najlepsze w nim jest to, że można go stworzyć dokładnie takim, jakim się chce. Widzę, że piękny mamy dziś dzień.

Zbierzmy całą Shaumbrę z całego świata i stańmy na razie na trawniku przed moją chatką. Mam tu naprawdę wielki trawnik, a dzień jest tu równie piękny, co w Coal Creek Canyon czy w tylu innych miejscach na świecie.

Pooddychajmy przez chwilę tutejszymi energiami. Wyobraziłem to wszystko dla was na tę właśnie okazję. Wyobraziłem te wszystkie kwitnące kwiaty, piękne drzewa, wśród których znajdziecie zarówno takie, jakie rosną na Ziemi, jak i takie, których tam nie spotkacie. Dziś rosną tu one specjalnie dla was, posadziłem je tu na waszą cześć.

Weźcie głęboki oddech… poczujcie te energie. (pauza)

Wokół lata mnóstwo ptaków, bo ja bardzo lubię ptaki. Bardzo. Są uosobieniem wolności. To właśnie ptak naigrawał się ze mnie w moim ostatnim wcieleniu na Ziemi. Siadał każdego ranka na parapecie, śpiewał o wolności i naigrawał się z mojego uwięzienia. Nie mogłem ścierpieć tego cholernego ptaszyska! (Śmiech) Byłem tak głodny, że chciałem go zjeść. W końcu zrozumiałem, że ten ptak był posłańcem od archanioła Michała, że przybył, aby opowiedzieć mi o pewnej grupie zwanej Shaumbra i aby powiedzieć mi, że energie chrystusowe – nasiona świadomości chrystusowej – pojawią się na Ziemi raptem pół wieku po moim ostatnim wcieleniu i że grupa posłańców z całego wszechświata, z wszelkiego rodzaju duchowych rodzin, inkarnuje się na Ziemi. Ten ptak wysłany przez archanioła Michała miał mi powiedzieć, że nadeszła dla mnie pora powrotu na drugą stronę, aby stąd służyć wam w waszej ogromnie ważnej wędrówce.

Tak więc ponieważ kocham ptaki, wypełniłem dziś nimi niebiosa, aby śpiewały wam pieśni w ten jakże świąteczny dla was dzień… Odczujcie to.

Na horyzoncie widać wzgórza, prawie jak na obrazie Normana Rockwella. Są tak wspaniałe, jak chciałem, żeby były i chciałbym, abyście wczuli się również i w te energie.

Z okazji waszego absolutorium są tu dziś z nami wszyscy goście, którzy nam kiedykolwiek towarzyszyli podczas Shoudów – Tesla, Jung, archanioł Rafał, archanioł Michał, energie Izis i Adama, energie naszych najmłodszych dusz na Ziemi, czyli kryształowych dzieci, energie Sama, a także terrorystów z 11 września 2001, którzy towarzyszyli nam na jednym z Shoudów kilka lat temu. Jakże wielką przemianę przeszli od tego czasu… Są też z nami ci, którzy odeszli z waszego życia – wasi rodzice, dzieci i inni, którzy przeszli na naszą stronę, a którzy uczestniczyli w naszych spotkaniach, choć nigdy nie wymienialiśmy ich imion. Dziś oni także są tu z nami. Przybyli tu, aby świętować coś, czego wy być może jeszcze do końca nie rozumiecie; coś, co być może wydaje wam się zbyt oczywiste, aby przywiązywać do tego jakąkolwiek wagę, choć dla nas bynajmniej takim nie jest.

Już jakiś czas temu powiedzieliśmy wam, że bieżące życie jest waszym najważniejszym wcieleniem, choć być może również najtrudniejszym i stawiającym wam największe wyzwania, jakie kiedykolwiek były waszym udziałem. To, co jednak stanowi największą różnicę to fakt, że tym razem jesteście świadomi. Poprzednie wcielenia przeżywaliście jedynie jako aspekt siebie i waszej duszy, nieświadomi waszego duchowego ja. Pomiędzy wami i Duchem, pomiędzy wami i waszą duszą istniało wyraźnie rozdzielenie.

Tymczasem w tym życiu jesteście świadomi, co samo w sobie może być też dla was źródłem trudności i wyzwań. Czasem udajecie, że nie jesteście świadomi, choć ja wiem, że jesteście. Znacie odpowiedzi na wszystkie pytania, choć czasem udajecie, że ich nie znacie i to właśnie może być źródłem części waszych cierpień. Wiecie, że znacie wszystkie odpowiedzi, ale częścią tej gry jest udawanie, że ich nie znacie, że nie potraficie manifestować swoich wyborów, że nie potraficie być stwórcami, że wciąż jesteście jedynie człowiekiem… A ponieważ jednocześnie pozostajecie świadomi, że nie jesteście jedynie człowiekiem, staje się to często źródłem bólu. Nie grajcie roli ofiary, skoro jesteście stwórcami. Nie udawajcie, że jesteście uczniami, skoro jesteście nauczycielami. My doceniamy to wszystko, co do tej pory dokonaliście i czy zdajecie sobie z tego sprawę czy nie, jesteście pionierami Nowej Świadomości.

Świadomość może przysparzać wam w tych czasach trochę kłopotów, ponieważ uważana jest za coś ulotnego – oczywiście w waszym świecie, nie w naszym – dlatego, że nie da się jej zmierzyć, poddać analizie, ponieważ wydaje się być zbyt zróżnicowana… I dlatego ludzie często ją lekceważą. Nauczyli się jak mierzyć inteligencję – a przynajmniej tak im się wydaje – a ponieważ świadomości nie da się zmierzyć, to znaczy ponieważ ludzie jeszcze nie potrafią zmierzyć jej natężenia, więc wolą ignorować to niewygodne zjawisko.

A więc kiedy mówimy tu o byciu pionierem Nowej Świadomości, czasem przelatuje to wam mimo uszu i nie dociera do was, co tak naprawdę mówimy. A tymczasem pionier świadomości to ktoś, kto pracuje z energiami w sposób świadomy, celowy i jawny; ktoś, kto wypuszcza się w przestrzeń nowych wymiarów świadomości; ktoś, kto wychodzi poza pracę ze starymi, dobrze mu znanymi zjawiskami i rzuca się w wir nowych.

Wiecie, gdzie znajdują się te przestrzenie nowej świadomości? Nie w kosmosie, nie w jakimś zderzaczu hadronów w Szwajcarii, nie w jakimś matematycznym równaniu. Nowe granice świadomości znajdują się w was samych.

Kiedy otwieracie się na nowe poziomy świadomości, wówczas przecieracie szlak dla wszystkich innych. Nikt ich oczywiście nie zmusza, aby podążali waszym śladem. Nikt nie zmusza ludzkości, aby ewoluowała w szybszy, łagodniejszy czy prostszy sposób, ale wy tworzycie potencjał dla takiego właśnie rozwoju.

Teraz kieruję swoje słowa do tych wszystkich, którzy postanowili już odejść, którzy postanowili przyłączyć się do nas w ciągu kilku nadchodzących tygodni i którzy zastanawiają się, co też takiego wielkiego udało im się dokonać w życiu. Otóż dokonaliście tego, co było do

tej pory udziałem bardzo, bardzo niewielu osób. W ciągu eonów istnienia ludzkości na Ziemi stwarzaliście dla niej nowe możliwości. Owszem, tak, tak, to prawda, mieliście trudności z urzeczywistnianiem tych możliwości w swych własnych życiach. Łatwiej wam się je urzeczywistnia wtedy, gdy nauczacie na Nowej Ziemi. Łatwiej wam się je urzeczywistnia wtedy, gdy służycie innym. Łatwiej wam się je urzeczywistnia wtedy, gdy nauczacie i uzdrawiacie innych, kiedy zajmujecie się ich problemami i zapominacie o tym, aby zająć się swoimi. A to właśnie ostateczna, rozstrzygająca granica, którą należy przekroczyć – świadomość zastosowana na samym sobie.

Za chwilę będę mówił o tym, dlaczego sabotujecie samych siebie, ale wpierw chciałbym poświęcić trochę uwagi tej chwili, kiedy znajdujemy się tutaj przed moją chatką. To bardzo rzeczywiste miejsce. Nie jakieś tam zwidy, omamy i projekcje, ale najprawdziwsza rzeczywistość. Jest tak prawdziwa, że ci z was, którzy uczą się otwierać swe zmysły mogą je poczuć, dotknąć, powąchać i usłyszeć. Mogą otworzyć swe ludzkie zmysły na to, co tu tak naprawdę się znajduje.

Zbierzmy się teraz w tym świętym i bezpiecznym miejscu. Chciałbym, abyście wiedzieli, że zawsze będziecie tu mile widziani. Nie będziemy już spotykać się tu całą grupą, ale zawsze możecie się tu pojawić. Moje drzwi stoją zawsze otworem dla każdego, kto czuje, że należy do Shaumbry. Mimo to, że powracam na Ziemię jako Sam, to esencja Tobiasza będzie tu już zawsze.

Już wkrótce, moi drodzy, odkryjecie w sobie wasz własny odpowiednik Tobiasza. Zrozumiecie już wkrótce, że nie jesteście tylko tym ludzkim wcieleniem, ale że istnieje w was coś, co ja nazywam „moim własnym Tobiaszem”. Nawiążecie to połączenie w sobie, tak samo jak Sam nawiąże swe połączenie z Tobiaszem i z To Bi Wah.

A teraz już wejdźmy do środka. Jak widzicie, przy wejściu czekają już na was aniołowie i wszyscy nasi dzisiejsi goście i wszyscy wasi bliscy. Do środka jednak nie wejdą, ponieważ tam przygotowaliśmy dla was coś specjalnego, coś tylko dla was. Żaden inny gość tam nie wejdzie, tylko ja, Tobiasz i ta grupa Shaumbry. Pozwólcie jednak, że ustawią się w szeregu przed wejściem, kiedy tak będziemy wchodzić, aby mogli poklepać was po ramieniu, dodać otuchy i podziękować za wszystko, czego dokonaliście. Weźmy głęboki oddech… (pauza) … i wejdźmy do środka.

I oto jesteśmy w środku. Dajcie waszym energiom dopasować się do tego miejsca, a wkrótce zaczniecie dostrzegać, odczuwać i doświadczać tego, że – po pierwsze - moja chatka jest znacznie większa wewnątrz niż mogłoby się wydawać na zewnątrz. W środku jest po prostu wielka! Myśleliście, że to tylko taka mała, wiejska chatka nad strumieniem pod lasem, a ona jest naprawdę wielka w środku.

Galeria Shaumbry

Jak widzicie, powiesiliśmy na ścianie zdjęcia. Podczas gdy ja będę mówił, wy możecie trochę sobie pozwiedzać. Zwróćcie uwagę na to, że zdjęcia te sięgają aż czasów Atlantydy, kiedy to zebraliśmy się po raz pierwszy. Czujcie się jak u siebie, możecie pozwiedzać wszystkie pomieszczenia, obejrzeć wszystko, co się tu znajduje. Jest tu mnóstwo światła. Wszędzie, gdzie tylko wejdziecie, pojawia się światło – a to bardzo ważna uwaga. Nie ma tu żadnych żarówek, nie ma takiej potrzeby, ponieważ gdziekolwiek pojawia się anioł, tam od razu rozbłyska światło.

Tak więc pochodźcie sobie po mojej chatce i poprzyglądajcie się zdjęciom. Użyjcie swojej wyobraźni, aby poczuć energie tych zdjęć. Te zdjęcia są bardzo dynamiczne, pełne życia, pełne miłości. Spójrzcie na zdjęcia ze świątyń w Tien na Atlantydzie. Tak, są tu też zdjęcia grupowe. Nie mieliśmy wówczas oczywiście aparatów fotograficznych, ale te zdjęcia na ścianach oddają wiernie ówczesną energię – albo jeszcze lepiej – ówczesną świadomość. Nie przegapcie też tych zdjęć, które stoją na stole i na fortepianie. Przygotowywaliśmy to wszystko na tę właśnie okazję przez ostatnie dziesięć lat.

Jak widzicie, zdjęcia te przedstawiają czasy, kiedy byliśmy razem, kiedy wy byliście razem, czasy Jeszuy. Jak to jest, że ludzie na tych wszystkich zdjęciach zawsze się obejmują, pozują i uśmiechają się?

Są tu też inne zdjęcia, zdjęcia przedstawiające wszystko to, czego dokonaliście; zdjęcia waszych spotkań, Shaumbro, sprzed dwu tysięcy lat; zdjęcia z czasów, kiedy byliście Esseńczykami; zdjęcia was z waszymi rodzinami; zdjęcia z czasów, gdy wielu z was zaczęło żyć pod powierzchnią Ziemi, kiedy to po upadku Atlantydy na jej powierzchni zapanowała przemoc. Poczujcie to wszystko ponownie - cóż za niesamowite czasy!

Są tu zdjęcia z waszych wcieleń w starożytnym Egipcie i w starożytnych Indiach. Obejrzyjcie sobie to wszystko. To jest właśnie galeria Shaumbry. Ona pulsuje waszą energią. Są tu zdjęcia was na dworach królewskich sprzed 500, 300 czy 200 lat. O tak, przecież zawsze o tym wiedzieliście. Czemu mielibyście temu zaprzeczać? Czemu mielibyście temu zaprzeczać? Są tu zdjęcia was z waszych morskich podróży w poszukiwaniu nowego świata. Mamy tu też wasze zdjęcia z pól bitewnych, gdy braliście udział w wojnach. To równie istotne zdjęcia jak te, które przedstawiają was jako filozofów czy uzdrowicieli.

Są tu nawet zdjęcia was, moi drodzy, z okresów pomiędzy wcieleniami. Często się zastanawiacie co też robiliście wtedy, kiedy akurat nie wcielaliście się na Ziemi. Macie teraz okazję, aby się temu przyjrzeć.

W każdym pomieszczeniu znajdziecie zdjęcia wypełnione waszą świadomością, waszymi uczuciami, zdjęcia z naszego spotkania w tipi z 21 sierpnia 1999 roku. Część z was zastanawia się właśnie, dlaczego widzi na nich siebie, skoro ich tam przecież nie było. Ależ byliście. O tak, byliście. Może nie ciałem, ale wasza energia tam była, kiedy razem z innymi pomagaliście zebrać się Shaumbrze, dlatego widzicie siebie na zdjęciach z tamtego okresu.

Są tu zdjęcia członków Shaumbry, którzy fizycznie bądź energetycznie uczestniczyli w naszym pierwszym warsztacie w Minneapolis; zdjęcia tych, którzy udali się do Anglii wtedy, gdy nastąpił 11 września 2001 roku. Tak, patrzcie - właśnie tutaj. Nie mieliście pojęcia, że robiliśmy wam wówczas zdjęcia. Ale cóż w tym dziwnego? Dokumentowaliśmy historię Shaumbry, i to nie tylko po to, abyście mogli wpaść tu czasem z wizytą i je sobie pooglądać. Znajdują się one również w bibliotece Nowej Ziemi. Ogląda je każdy kryształowy anioł udający się na Ziemię i każdy anioł z waszej duchowej rodziny, który chce się dowiedzieć, jak wam idzie. Oglądacie je też sami za każdym razem, gdy chcecie sobie powspominać.

Mamy tu zdjęcia z warsztatów w Japonii i Korei. Wiele zdjęć. Poprzeglądajcie je sobie, a ja tu w międzyczasie będę sobie mówił. Zdjęcia z Kauai – jakże mocno utkwił nam w pamięci ten pierwszy rok. Widzicie, ja też jestem tym wszystkim poruszony. Od kilku dni przechadzam się wśród tych zdjęć przygotowując się na dzisiejsze spotkanie. Muszę się wam przyznać, że uroniłem po drodze klika łez.

Mówicie, że słyszycie w tle jakąś muzykę. Oczywiście. To właśnie muzyka Shaumbry. Wszystkie te piosenki, które graliśmy podczas wszystkich naszych warsztatów i Shoudów. Mamy tu zdjęcia z Shoudów sprzed wielu lat, kiedy to spotykaliśmy się w kościele Mile High; zdjęcia, które zrobione były wtedy, gdy zepsuły nam się tutaj, w Coal Creek Canyon toalety; zdjęcia z tych niesamowitych czasów, kiedy spotykaliśmy się w Santa Fe, gdy odchodzili Anazasi. Pooglądajcie je sobie.

Możecie tutaj wpadać kiedy tylko chcecie, żeby je sobie pooglądać, choć możecie też zobaczyć je w albumie świadomości na Nowej Ziemi, gdzie się zwykle znajdują, bo dziś wystawiliśmy je tutaj specjalnie dla was. Są tu też różne przekąski. Co, myśleliście, że anioły nie lubią sobie czegoś przegryźć? Oczywiście, że lubimy. Każdy anioł, który był kiedyś człowiekiem, wyobraża sobie i w ten sposób tworzy to, co najbardziej lubił na Ziemi. Przygotowaliśmy mnóstwo przekąsek. Częstujcie się.

Są tu zdjęcia z naszych wspólnych spotkań w Niemczech, w Kanadzie, Brazylii, Finlandii i Norwegii, zdjęcia z czasów naszych spotkań w Holandii, Rumunii, na Węgrzech. Z całego świata, Shaumbro, bowiem gdziekolwiek się spotykaliście, gdziekolwiek wymawialiście imię Ducha, byliśmy z wami.

Każde z tych spotkań służyło nie tylko warsztatom i poznawaniu nowej wiedzy. Chodziło raczej o to, abyście poświęcili trochę czasu sobie, abyście przypomnieli sobie, dlaczego tu jesteście i otworzyli dla ludzkości nowe możliwości. O to tak naprawdę chodziło.

Pokój Shaumbry

Możecie zbierać się tu kiedy tylko zechcecie, ale teraz chciałem was wszystkich poprosić do pokoju Shaumbry. To ten, nad którego drzwiami wisi wywieszka: „Pokój Shaumbry”. Tędy, proszę. To całkiem duży pokój. Nie jest oczywiście tak wielki jak amfiteatr ani jak te sale konferencyjne, w których tak często się zbieraliśmy. W pokoju Shaumbry na podłodze leżą poduszki, oświetla go naturalne światło, które wpada przez swego rodzaju energetyczne okna, które tu stworzyliśmy. Słychać tu szum wody – tak, wody – szum płynącej wody, ale nie potraficie powiedzieć skąd on płynie, prawda? Słychać tu też delikatną muzykę, pełno tu kolorów, a wszystko to przygotowaliśmy specjalnie z myślą o was.

Tak więc zapraszam serdecznie do środka w ten cudowny dzień. Znajdźcie sobie jakieś wygodne miejsce – połóżcie się czy powieście się głową do dołu, to bez znaczenia. Znajdźcie sobie miejsce. Jeżeli nie widzicie wokół żadnego fotela, to go sobie stwórzcie. Wyobraź go sobie, mój drogi. Po prostu go sobie wyobraź, a on tam będzie.

Porozmawiamy sobie teraz trochę. Gdy będziecie wychodzić, będzie jeszcze okazja ku temu, by przyjrzeć się ponownie zdjęciom. Jak widzicie, są tu miliony, miliony zdjęć – wszystkie wiszą tu po to, aby was uhonorować. Tak więc weźmy głęboki oddech i usiądźmy wygodnie… (pauza)

To była niesamowita podróż. Pewien jej etap dobiega właśnie końca – nie ma co do tego wątpliwości. Najwyższy czas, abyśmy się rozstali – czas waszego absolutorium.

Nie będę już miał zbyt wielu okazji, aby tak do was przemawiać. Zostało nam co prawda jeszcze kilka wspólnych sesji, ale to nasz ostatni normalny Shoud. Po raz ostatni zjawiam się przed wami, aby wam przypomnieć o tym, co już wiecie. Chciałbym zatem poświęcić chwilę uwagi temu, jak się teraz czujecie. Niewiele już brakuje, abyście stali się prawdziwymi ludzkimi aniołami na Ziemi. Nadszedł dzień waszego absolutorium. Wielu z was zastanawia się teraz: „Co dalej?”

Pamiętacie jak to było, gdy kończyliście szkołę czy studia? Byliście szczęśliwi, że wreszcie skończyliście program nauki, bo dał on wam się w międzyczasie mocno we znaki. Byliście tacy szczęśliwi, że odzyskaliście wolność, choć jednocześnie była w was energia czy też świadomość niepewności tego, co przed wami, świadomość ogarniającego was strachu przed utratą poczucia psychicznego komfortu. Jedna część was świętowała ukończenie szkoły, ale druga część was obawiała się tego, co przyniesie wam przyszłość i tak też większość z was czuje się dzisiaj, włącznie ze mną… Włącznie ze mną. Ja też mam swoje obawy – z każdym dniem staję się coraz bardziej ludzki… Zastanawiacie się zatem, co będzie dalej.

Niewątpliwie dotychczasowy etap waszej podróży dobiegł końca. Wasze kontrakty wygasły. Nie obowiązują was już żadne duchowe kontrakty. Wszystkie wygasły. Dlatego też pytacie: „Co dalej?” I ciekawa rzecz ma miejsce. Pojawia się w was pewien rodzaj sabotażu, odpuszczenia sobie. Ta część was, która jest za to odpowiedzialna, nie jest jednak naturalną częścią was, ale została stworzona i wytresowana tak, aby wyszarpnąć wam dywan spod stóp dokładnie wtedy, gdy będziecie sięgać po swoje absolutorium; dokładnie wtedy, gdy będziecie już niemal gotowi zamanifestować tutaj to, co tworzycie w innych wymiarach. Dokładnie wtedy, gdy stoicie już u progu sukcesu, dopada was porażka.

Dlaczego tak jest? Dlaczego tak jest, Shaumbro? Ponieważ jesteście złymi ludźmi? Jedynie kilkoro z was… (Śmiech) Ponieważ nie jesteście tego godni? Nie. Ponieważ przekroczyliście jakieś niedozwolone granice? Może posunęliście się za daleko? To jedna z waszych częstych wymówek. Dlaczego tak się dzieje, że właśnie wtedy, gdy już niemalże, jak wy to określacie, odnieśliście sukces, czy też gdy już niemalże zatoczyliście pełne koło, jak my byśmy to określili, właśnie wtedy wszystko wydaje się rozpadać? Kto wam to robi?

Czy to ci, którzy uczestniczą w wielkim światowym spisku? Chyba nie. Czy to wasza własna dusza? Nie wydaje mi się. Czy to ten wasz cholerny małżonek lub partner? Pewnie, że tak! (Dużo śmiechu) Ale tylko dlatego, że im na to pozwalacie, pozwalacie im na to. A więc tak naprawdę to nie oni są tu winni, lecz wy sami. Wszystko przez to, że patrzycie na siebie ich oczami, oczami swoich rodzin i przyjaciół i pozwalacie im na to, aby was ograniczali.

Skąd Ten Sabotaż?

Dlaczego właśnie teraz, kiedy wasze koło życia kończy pełen cykl, kiedy zatoczyło już niemalże pełen okrąg, dlaczego właśnie w tym wcieleniu, w którym możecie wreszcie osiągnąć możliwość tworzenia i manifestowania swoich świadomych wyborów, pojawia się ta energia? Skąd bierze się ta ciemna, zimna, martwa, oszukańcza, nienawistna i pozbawiona miłości energia? Dlaczego w takiej chwili jak ta niektórzy z was odczuwają obawę i napięcie? Dlaczego w takiej chwili jak ta niektórzy z was odczuwają chęć, by gdzieś uciec, by się schować? Dlaczego stawiacie sobie tak wysokie wymagania, że absolutnie nie jesteście w stanie im sprostać?

Umiejętność manifestowania swoich wyborów oznacza między innymi, że powinniście potrafić leczyć i przekształcać swoje ciało, więc dlaczego teraz nagle wątpicie, że jesteście w stanie to zrobić? Wydaje wam się, że wciąż jesteście zbyt mało boscy? Jak to jest, że dotarliście już tak blisko prawdziwej miłości, prawdziwego dostatku, zdrowia, wszystkiego tego, co wasze serce chce stworzyć, a to mimo wszystko się nie manifestuje? Dlaczego ludzie sami siebie sabotują?

Można by na ten temat napisać książkę. Nie ma jednej odpowiedzi, ale podzielę się dziś tu z wami przy tej okazji moimi przemyśleniami. Myślę, że jedną z rzeczy, której zarówno ludzie jak i aniołowie się obawiają, jest finał. Koniec.

Obawiają się go dlatego, że w momencie, gdy doprowadzają coś do końca, w szczególności, gdy jest to coś, co zajęło im ich wszystkie wcielenia jakie kiedykolwiek będą im dane, wówczas cóż im pozostaje? Gdy już doprowadzisz wszystko do końca, kończy się też pasja. Kończy się to, co nazywacie karmą. Nie ma już więcej marchewek wiszących wam przed nosem. Wiecie, co się wówczas często dzieje? Jeżeli wyobrazicie sobie życie jako wielki cykl, wówczas tuż przed jego ukończeniem przerywacie go. Niszczycie to, co sami stworzyliście i robicie to po to, abyście nie musieli jeszcze zamykać waszego cyklu.

Pojawia się strach, i to nawet wśród aniołów, że wraz z ukończeniem waszego cyklu staniecie się nicością. Przestaniecie istnieć. Ludzie wierzą w niebo i piekło, a anioły boją się nieistnienia. Obawiają się tego, że gdy zabraknie czegoś, co należałoby naprawić, skorygować czy ulepszyć, zabraknie im sensu istnienia; powodu, by cokolwiek robić i planować; zabraknie im szczytów do zdobycia i oceanów do przebycia, nastąpi koniec istnienia. Ten strach jest mocno zakorzeniony również w was.

Powiem wam to ja i Adamus wam to powie – to nieprawda. Choć z drugiej strony, jeżeli weźmiemy pod uwagę przypadek Kuthumiego, będzie w tym pewne ziarenko prawdy. Kończy się wasze dotychczasowe istnienie, tak więc częściowo ten strach ma podstawę. To prawda, że już nigdy nie będziecie żyli tak samo, jak do tej pory. Wasze istnienie stanie się czymś zupełnie nowym. Stanie się chwilą obecną, stanie się pełnią Jam Jest, a ten rodzaj istnienia nie potrzebuje celów ani powodów, nie potrzebuje niczego naprawiać ani ratować żadnego świata. A dla niektórych z was, dla niektórych z tych, którzy siedzą tu teraz ze mną w pokoju Shaumbry, stanowić to może dość poważny problem.

Macie bowiem skłonność do szacowania własnej wartości na podstawie tego, jakie zadania stoją jeszcze przed wami, i to bez względu na to, czy pracujecie nad sobą czy też z innymi. Postrzegacie swoje jutro przez pryzmat tworzonej na bieżąco listy rzeczy, które pozostały wam jeszcze do zrobienia. Wydaje wam się, że wasza wartość – czy to w oczach innych ludzi na Ziemi, czy to aniołów z waszych duchowych rodzin, czy też członków Szkarłatnego Kręgu – leży w tym, czego dokonujecie, co robicie. Określacie swoją tożsamość na podstawie tego, co jeszcze pozostało wam do zrobienia, ile jeszcze rzeczy musicie poprawić, zamiast na podstawie tego, co już dokonaliście.

Tak więc sami siebie sabotujecie. Wiele takich osób siedzi tu dziś z nami w tym pokoju – nie mam tu na myśli tylko tego fizycznego pomieszczenia, lecz Pokój Shaumbry. Ja wiem, którzy to z was. Wiem, co robicie. Wiem, że mogliście opuścić Ziemię wiele wcieleń temu, przejść do Trzeciego Cyklu, doświadczyć wreszcie Wzniesienia, zamiast tylko wciąż o nim rozprawiać. Mogliście być bogaci, mogliście być sławni – nie ma w tym nic złego.

Mogliście mieć wszystko, ale obawialiście się, że to doprowadzi wasz cykl do końca, cykl, który zapoczątkowaliście eony temu. Obawialiście się Wzniesienia, ponieważ baliście się, że oznaczał on będzie jedynie pustkę, nicość, brak kogokolwiek i czegokolwiek, co warto byłoby dokonać, istnienie bez żadnego prawdziwego zrozumienia siebie samego i swojej wartości.

Dlaczego sami siebie sabotujecie? Nie dlatego, że jesteście źli; nie dlatego, że pozostały wam jeszcze zadania, które musicie dokończyć; nie dlatego, że nie jesteście wystarczająco godni. Wiecie, najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że każdy człowiek – absolutnie każdy człowiek w jakimkolwiek momencie – może powiedzieć: „Dosyć”. Bez względu na to, czy właśnie siedzi w więzieniu za najcięższe przestępstwa; bez względu na to, czy jest w desperacji, bezdomny; bez względu na to, czy znajduje się na szczycie listy najbardziej poszukiwanych grzeszników tego świata. W chwili, droga Shaumbro, gdy ludzki anioł mówi: „Dosyć” wszystko zaczyna się zmieniać. Wszystko zaczyna się prostować i przychodzi świadomość Wzniesienia.

Przyglądam się wszystkim wam dziś tutaj zebranym z perspektywy naszych wspólnych dziesięcioletnich doświadczeń, z perspektywy waszego przygotowywania się do zupełnie nowego życia, waszej pracy z Adamusem nad urzeczywistnianiem waszych kreacji, waszej pracy z Nową Energią; przyglądam się wam, jak stajecie się prawdziwymi badaczami nowej świadomości – i używam tu tego słowa całkowicie świadomie, ponieważ to właśnie wy staniecie się wkrótce fizykami, naukowcami i badaczami; to wy pomożecie zdefiniować to, co niedefiniowalne; wy, nauczyciele Nowej Energii; to wy stworzycie firmy funkcjonujące na zasadach Nowej Energii, to wy stworzycie nowe metody leczenia.

To wy będziecie służyć pomocą innym ludziom, wskazując im drogę, lecz zanim to się stanie, będziecie musieli – i to już teraz – przyjrzeć się jeszcze jednej rzeczy – sabotowaniu samych siebie, obawie przed skończeniem waszego dzieła. Ja wiem, słyszę wyraźnie, jak powtarzacie w myślach, że przecież naprawdę pragniecie dokończyć swoje dzieło. Wejdźcie w swe serce i duszę, wejdźcie w najgłębsze zakamarki siebie. (pauza)

Prawdziwa finalizacja oznacza, że już nigdy więcej nie będziecie mieli żadnego celu do osiągnięcia, niczego już nigdy nie będziecie musieli robić, nikomu pomagać, włącznie z sobą. Prawdziwa finalizacja oznacza, że będziecie mogli wznieść się ponad swe ludzkie ciała, ponad swój ludzki umysł. Prawdziwa finalizacja oznacza, że skończą się wasze potrzeby, wasze pragnienia, wasza pogoń za dobrami materialnymi, ponieważ będziecie mieli wszystko, co tylko zechcecie. Prawdziwa finalizacja oznacza, że będziecie całkowicie w sobie zakochani, że nie będziecie już odczuwać potrzeby czytania żadnych książek czy powtarzania sobie tych okrągłych zdań, które powtarzacie w kółko do swojego odbicia w lustrze, podczas gdy w rzeczywistości w skrytości ducha nienawidzicie siebie do szpiku kości (trochę śmiechu). Prawdziwa finalizacja oznacza, moi drodzy, że będziecie w stosunku do siebie szczerzy i prawdziwi i że być może wtedy wasze życie w takiej formie, w jakiej je do tej pory znaliście, rzeczywiście się zakończy.

Dlaczego sami siebie sabotujecie? Dlaczego budujecie pałace, aby je później zrównać z ziemią? Dlaczego poczyniliście tak duże kroki w stronę świadomości – wręcz potężne skoki w stronę świadomości – docierając dalej niż jakikolwiek człowiek przed wami, a potem pozwalacie, aby z powrotem pochłonęła was otchłań ciemności? Dlaczego?

Ja nie potrafię wam na to odpowiedzieć. Mogę tylko zwrócić waszą uwagę na to, co robicie. Nie mogę wam obiecać ani zagwarantować tego, jak będziecie się czuli, gdy już ukończycie swój cykl, ale mogę was zapewnić, że wówczas rozpocznie się dla was zupełnie nowy cykl ewolucji.

Będzie tak, ponieważ cykle rozwoju ułożone są na kształt wstępującej spirali, która wciąż wzrasta, poszerza się, zmierza w górę, choć nie w ten sam sposób, jakiego do tej pory doświadczaliście, bo ten się wciąż zmienia.

Droga Shaumbro, chciałbym, abyście podczas tych wakacji przyjrzeli się temu jak i dlaczego sami siebie sabotujecie. Nikt inny wam tego nie robi. Ta ciemna, zimna energia okradająca was z waszej własnej energii i która pojawia się u progu sukcesu, pochodzi od was samych. Zaprosiliście ją do siebie bardzo dawno temu, ale tak, jak ją sami zaprosiliście, tak możecie ją sami wyprosić. Tak, jak sami ją stworzyliście, możecie ją od-tworzyć. Na tym właśnie polega cudowność fizyki duchowej – wszystko, co potraficie stworzyć, potraficie również od-tworzyć.

Najważniejsze Słowo

Chciałbym was dziś jeszcze na zakończenie przedstawić cztery kwestie. Ostatnie cztery kwestie na naszym pożegnalnym Shoudzie.

Co oczywiste, najważniejsze słowo w całym wszechświecie, najważniejsze słowo w całym stworzeniu to ty – ty sam. Twoje ja. Ludzie, a w szczególności – co dziwne – ci z ludzi, którzy są najbardziej rozwinięci, mają z tym zwykle poważny problem. Jeżeli prześledzicie wszystkie Shoudy, wszystkie warsztaty, jakie odbyły się w ciągu tych ostatnich dziesięciu lat, to zauważycie, że najczęściej spotykaną tam frazą będzie właśnie „ty sam” i „twoje ja”. Chciałbym, abyście byli pełni siebie, abyście myśleli przede wszystkim o sobie. Tak, wiem – nauczono was, że jest w tym coś złego, ale powiem wam, że ci, którzy wam to wmówili, sami przechodzą teraz przez swoje własne piekło (śmiech)!

Gdy się o siebie troszczycie, gdy siebie kochacie, kiedy wreszcie się w sobie głęboko i bezwstydnie zakochujecie, wówczas pojawia się magia i ma to większy efekt… Cauldre’owi nie podoba się to, co chce teraz powiedzieć, ale to mój ostatni Shoud, więc i tak to powiem (Tobiasz chichocze, a widownia się śmieje i klaszcze)!

Gdy myślicie wpierw o sobie, ma to większy efekt dla Ziemi niż tysiąc Matek Teres. Taka jest prawda. Och, Matka Teresa był wspaniałą ikoną dla tych, którzy uwielbiają cierpieć (śmiech) i dla tych, którzy – przykro mi, Cauldre – dla tych, którzy chcą sobie ‘zasłużyć’ na niebo poprzez cierpienie.

Shaumbro, w Nowej Energii chodzi o miłość własną, bowiem jak możecie kiedykolwiek uczyć innych, jak leczyć, jak przekształcać, jak integrować się ze swym duchem, jeżeli wpierw nie nauczycie się tego robić sami? Najważniejszym słowem jest „ja sam”.

Zadbajcie o siebie, dopiero wówczas zrozumiecie coś, co dotąd umykało tak wielu z was – prawdziwe znaczenie zdania „jestem tym, czym jestem”. Niektórzy z was powtarzają te słowa nie mając pojęcia co tak naprawdę one znaczą, ale nie ma w tym nic złego. Saint Germain będzie z wami nad tym pracował. Przygotował specjalny kurs pod tytułem „Lecznicza moc Jam-Jestestwa” (śmiech).

Najważniejsze słowo to „ja” – „ja sam”. Chodzi o to, abyście siebie pełni zaakceptowali, abyście okazywali sobie samym bezwarunkowe współczucie. Współczucie trzeba wpierw poczuć do samego siebie, w przeciwnym razie dla świata nie będzie ono miało żadnego znaczenia. Miłość też trzeba wpierw poczuć do samego siebie, w przeciwnym razie również nie będzie ona miała żadnego znaczenia. Z drugiej strony słowo ‘miłość’ jest… Jeżeli przyjrzeć się jego ładunkowi świadomościowemu, wówczas widać, iż wcale nie jest to dobre słowo. W wymiarze ludzkiej energii stało się ono tak naprawdę synonimem oszukiwania, udawania, wyzyskiwania i okradania z energii.

Kiedy potraficie naprawdę siebie kochać, kiedy potraficie zaakceptować wszystko, co was dotyczy – bez sporządzania list rzeczy, które należałoby wpierw poprawić… Dosyć już tego, Shaumbro. Chcę, abyście porzucili wszystkie swoje cele, wszystko, nad czym pracujecie, wszystkie wasze programy i wszystko inne, ponieważ one wszystkie oznaczają tylko jedno – że nie potraficie zamknąć swojego cyklu. Każdy cel, każdy program, wszystko, co zamierzacie zrobić – schudnąć, zmądrzeć, wypięknieć, wszystkie te rzeczy jedynie coraz bardziej oddalają was od zamknięcia waszego cyklu, od jego finalizacji. Nie możecie się już co prawda cofnąć, ale możecie do woli wydłużać tę drogę, która was jeszcze dzieli od końca.

A więc, Shaumbro, najważniejsze słowo to „Ja”.

Najważniejsze Przypomnienie

Najważniejszą rzeczą, o której chcielibyśmy tu wszyscy wam przypomnieć, jest zaufanie – zaufanie do samego siebie. Nie ufajcie nikomu innemu póki wpierw nie zaczniecie ufać sobie. Wszystko jest w was – wszystko. Wszelkie sposoby na uleczenie waszego ciała, wszystko, czego tylko potrzebujecie, wszystkie odpowiedzi są w was – jeżeli tylko sobie zaufacie. Macie jeszcze skłonności do tego, aby lokować swoje zaufanie gdzieś poza wami, w kimś innym. Chodzicie do wróżek – oj, oj, oj (śmiech) – albo do uzdrowicieli, ale tak naprawdę to wy dajecie im moc. Facylitatorzy, czyli osoby, które pomagają w rozwoju duchowym, to co innego. Czasem dobrze jest skorzystać z czyjejś pomocy, ale pod warunkiem, że to wciąż wy podejmujecie decyzje i bierzecie za nie pełną odpowiedzialność. W takiej sytuacji facylitatorzy mogą ułatwić wam trochę wasze zadanie… a przynajmniej sprawić, że będzie ono bardziej zajmujące (śmiech). A przy okazji wy także okazujecie im pomoc w utrzymaniu się z tego zajęcia.

Zdajecie sobie sprawę, że zaufanie… Och, moi drodzy, straciliście do siebie zaufanie nakładając na siebie brzemię – jakby to ująć – wszystkich ludzkich wad i tym podobnych rzeczy. Utworzyło to na was grubą skorupę, przez którą musicie się teraz przebić i z powrotem zaufać sobie. Ufajcie sobie – zawsze. Powróćcie do najprostszej formy zaufania, bo zaufanie na poziomie umysłowym nie da wam w ostateczności zbyt wiele korzyści. Gdy w waszym życiu pojawi się coś, co was przeraża, niepokoi, co powoduje, że oblewają was zimne poty, wówczas po prostu zaufajcie sobie.

Owszem, możecie poczuć strach. Nie mówię, że uda wam się go całkowicie wyeliminować. Strach może być wspaniałą energią, jeżeli będziecie potrafili go transmutować i zaprząc do kreatywnego działania.

Ufajcie sobie, całkowicie sobie ufajcie. Choć może to być trudne.

Póki co ufacie sobie jedynie do pewnego stopnia. Ufacie sobie jedynie w tych dziedzinach, gdzie wiecie już z doświadczenia, że możecie sobie bezpiecznie ufać. A ja mówię tu o tym, abyście zaufali sobie w kwestii swojego zdrowia. Wasze ciało nie jest przecież dla was ciałem obcym. To wasza manifestacja na Ziemi. Zaufajcie mu. Zaufajcie sobie. Ufajcie sobie nawet w chwili, gdy na horyzoncie pojawiają się najczarniejsze chmury; zaufajcie temu, że te burzowe chmury wcale nie muszą zwiastować tego, czego się obawiacie. Choć z drugiej strony dobra burza oczyszcza wiele energii. Zaufajcie temu, że się pojawiła, nie uciekajcie przed nią.

Wielu z was bawi się w tak grę, która nazywa się „pozytywne myślenie”. Bawicie się w grę, która polega na ciągłym powtarzaniu sobie, że wszystko będzie dobrze, choć już niekoniecznie w to wierzycie. Niektórzy z was bawią się w grę, która polega na wiecznym uciekaniu – uciekają, uciekają i uciekają. Zatrzymajcie się na chwilę. Nieważne, co to jest, niechby to była i sama śmierć. Bez względu na to co to jest, to w momencie, gdy zaufacie sobie – nikomu innemu, tylko sobie – uruchamiacie wszystkie swoje wewnętrzne systemy, a one zaczynają wam służyć i pracować na waszą korzyść. Gdy przestaniecie wreszcie szukać pomocy i schronienia u innych, kiedy odpuścicie sobie fałszywy optymizm i pozwolicie wszystkiemu w was zaistnieć – ciemności, światłu, dobru, złu – i całkowicie sobie zaufacie, wówczas doświadczycie cudów. Cudów, które pojawią się w najprostszy z możliwych sposobów. Proszę was, zaufajcie sobie. Z niektórymi z was nieraz już nad tym płakałem, tłumaczyłem, a niektórym z was musiałem nawet grozić! Proszę, zaufajcie sobie.

A skąd będziecie wiedzieli, że sobie w danej chwili nie ufacie? Ponieważ w takich chwilach wtrąca się wasz umysł i zaczyna… W waszej głowie rozbrzmiewa cały ten harmider myśli, a wy spędzacie bezsenne noce zamartwiając się i zapominając, że wystarczy mieć ufność. Sami ją stworzyliście i jest doskonała. Nie dotyczy ona Boga, który byłby gdzieś tam daleko od was, ale was samych, waszej doskonałości. Sami ją stworzyliście – zaufajcie jej teraz. Zaufajcie każdej cząstce siebie.

(Tobiasz wzdycha) Wiecie co, czasem to tylko iluzja problemów. Czasem jedynie wam się wydaje, że wszystko wam się rozpada. Pozostając w pełnej świadomości zaufania będziecie rozumieli, że stworzyliście jedynie doskonałość. Tak naprawdę nic się wam nie rozpada, a jedynie reorganizuje. Droga Shaumbro, ufajcie sobie.

Czego Możecie Być Pewni

Trzecia kwestia – to, czego możecie być w sposób absolutny pewni, czego możecie być pewni bardziej niż czegokolwiek innego, to ewolucja czy też zmiana. Już o tym słyszeliście, że jedyną pewną rzeczą jest zmiana. Wszystko inne staje się niepewne lub też pozostaje jedynie doświadczeniem z przeszłości. Wasze życie się odmieni czy też – jak my to nazywamy – ewoluuje. Wasze życie z pewnością przejdzie ewolucję, a więc lepiej przyzwyczajcie się do tej myśli.

Ewoluowanie czasem może oznaczać konieczność przeprowadzki. Czasem będziecie musieli pożegnać się z ludźmi, którzy są dziś wokół was i powitać nowych. Czasem może to oznaczać, że aby znaleźć swą prawdziwą pasję w życiu, będziecie musieli pożegnać się też z dotychczasową pracą. Po prostu oczekujcie zmian. Pojawiliście się na Ziemi w czasach wielkich zmian i zrobiliście to świadomie. Wyczekiwaliście zmian w swoim życiu, więc nie bądźcie zaskoczeni czy skonfundowani, kiedy wreszcie nadejdą.

Droga Shaumbro, świat się zmienia i dla wielu okaże się to zbyt trudne, aby poradzić sobie z tym na poziomie mentalnym, fizycznym czy duchowym. Tak naprawdę jesteście lepiej przygotowani na zmiany niż jakakolwiek inna grupa jaką znamy, a jednak wciąż się im opieracie. Pomóżcie sobie oddychaniem. Wchłońcie to w siebie. Kiedy zrozumiecie, że sami spowodowaliście te zmiany, wówczas ich perspektywa przestanie być dla was tak niepokojąca, ponieważ tak naprawdę boimy się tylko tego, co przychodzi do nas z zewnątrz. Tymczasem te zmiany, które pojawiają się teraz w waszym życiu i na całym świecie, zostały spowodowane przez was samych. Wdychajcie je więc, niech się w was wchłoną.

Póki co… To się w końcu stanie, ale póki co wciąż się im opieracie, a to powoduje tarcia w świadomości, co z kolei prowadzi do uczucia dyskomfortu, również fizycznego, spowodowanego samym faktem istnienia na tej planecie. Ale jak tylko zaakceptujecie zachodzące wokół was i w was zmiany, wówczas zrozumiecie coś, o czym teraz nie chciałbym mówić. Adamus wam o tym opowie. Powiem wam tylko tyle, że zmiana wcale nie jest tym, czym wydaje wam się być.

Najlepszy Dar dla Samych Siebie

Ostatnia z moich dzisiejszych czterech kwestii to dar, jakim możecie sami siebie obdarować. Wiecie już, o czym mówię, wielu z was ma już dosyć słuchania o tym, ale waszym darem dla was samych jest oddychanie. Oddychanie dowodzi, że żyjecie i że decydujecie się być tutaj. A ilu z was – nie podnoście rąk, nie róbcie sobie wstydu – ilu z was nie było tak naprawdę pewnych, czy chce tu być? Ilu z was już całe lata temu przyjęło pozycję neutralną albo niezdecydowaną? Zostać czy odejść? Zostać czy odejść?

No cóż, weźcie głęboki oddech. Albo stanie się on waszym ostatnim oddechem (śmiech), albo, droga Shaumbro, przywróci energię każdej cząstce was.

Oddychanie powoduje, że uwalniacie się od swoich umysłów i możecie skierować swą uwagę na swoją pasję, na swoją duszę i na swojego ducha. Oddychanie ma tę niesamowitą właściwość, że pozwala energii ducha zaistnieć w tej rzeczywistości, w tym życiu. Oddychanie porusza wasze energie. Oddychanie pozwala wam sprowadzić Nową Energię z innych wymiarów tu, na Ziemię. Oddychanie jest waszym darem dla siebie samych. Oddychanie przypomina wam, jakie to wszystko powinno być proste. Odrzućcie te wszystkie skomplikowane praktyki i metody, poszukiwania i ćwiczenia i powróćcie do prostego oddechu, ponieważ to w nim się odnajdziecie. Oddychanie pozwala wam pozostawać w chwili obecnej.

Oddychanie nadaje waszej świadomości giętkość konieczną do tego, aby mogła ona rozszerzać się na nową świadomość i nowe wymiary. Oddychanie otwiera wszystkie wasze zmysły, co pozwala wam ponowie stać się czującym człowiekiem, a nie tępą istotą. Oddychanie otwiera was na odczuwanie. Naprawdę. To najprostsza recepta na świecie – oddech. Bierzecie oddech, i kolejny, i kolejny… Oczekujecie od nas, że wymyślimy coś nowego, coś innego, coś bardziej ekscytującego, ale, droga Shaumbro, wszystko sprowadza się do oddechu. Do oddechu.

Adam i Izis

Zanim opuścimy ten pokój chciałbym jeszcze podzielić się z wami jedną myślą dotyczącą waszego sabotowania siebie. Chodzi tu o jeszcze jedną rzecz, którą u was zauważyliśmy, gdy przypatrywaliśmy się wszystkim powodom, dla których nie pozwalacie sobie na finalizację, na ukończenie waszego cyklu, na spełnienie i sukces.

Posłużę się tu pewnego rodzaju metaforą, choć będzie też w niej mnóstwo realizmu. Mówiliśmy już wcześniej o tym, że są w was różne energie – światła i ciemności, yin i yang, męska i żeńska… Chciałbym powrócić do historii o Adamie i Izis, którzy uosabiają waszą męską i żeńską energię, choć użyję tutaj tej metafory także dla oznaczenia innego istniejącego w was dualizmu, a mianowicie ekspresji waszej duszy skierowanej do wewnątrz i na zewnątrz.

Dawno temu, gdy opuściliście Stworzenie, gdy znaleźliście się po drugiej stronie Ściany Ognia, gdy wyruszyliście w podróż, która w końcu zaprowadzić was miała na Ziemię, zaznaliście pierwszego w waszym istnieniu oddzielenia, a to z kolei doprowadziło do powstania w was z jednej strony swego rodzaju introspektywnego ducha, a więc takiego, którego uwaga skierowana jest do wewnątrz – innymi słowy tego, co zwykle określacie mianem waszej duszy, waszej boskiej cząstki, a z drugiej strony do powstania ekspresji was samych ukierunkowanej na zewnątrz – czyli tej części was, która wyruszyć miała w nicość, by stworzyć w niej rzeczywistość. To właśnie ta zewnętrzna ekspresja was, za przyczyną Zakonu Arki, pojawić się miała w końcu na Ziemi, aby zamknąć pełen cykl i osiągnąć w ten sposób całkowite spełnienie.

Posługując się pojęciem dualizmu, będę mówił o Adamie i Izis, ale pamiętajcie, że to jedynie metafora, która odnosi się do tych dwóch ekspresji was samych – wewnętrznej i zewnętrznej, światła i ciemności, które pozostają w wiecznej sprzeczności do siebie nawzajem.

A więc gdy energia Adama zostawiła Izis samą, wywołało to ogromny ból, ponieważ te dwie energie w rzeczywistości są tym samym. Od zawsze miały być razem. Od zawsze się kochały. Tak więc możecie wyobrazić sobie ból spowodowany tym, że energie Adama i Izis jednak w końcu oddzieliły się od siebie. Możecie też wyobrazić sobie gniew wywołany tym, że część was wyruszyła w podróż pozostawiając drugą część was samą. To wszystko wywołało nie tylko ból miłości i rozdzielenia, ale również pewnego rodzaju gniew – „Dlaczego mnie zostawiasz? Dlaczego pozwalasz na to, byśmy zostali rozdzieleni?”

Tak więc męska energia Adama czy też energia skierowana na waszą zewnętrzną ekspresję, wyruszyła w podróż, wiedząc jednocześnie – obie części was to wiedziały – że gdy nadejdzie ku temu właściwy czas i miejsce, w końcu ponownie się połączycie. A zatem ta część was, którą nazywam tu energią Adama wyruszyła na poszukiwanie nowych rozwiązań i uczyniła to powodowana absolutną miłością do Izis. Adam chciał stworzyć miejsce, które byłoby idealne dla Izis, miejsce, do którego ona chciałaby pójść.

Adam zdecydował się zatem zbudować możliwie najdoskonalszy pałac, najdoskonalszy dom, najdoskonalsze miejsce dla Izis. I gdy tak tworzył je za pomocą swej wyobraźni, swej twórczej ekspresji, nie mógł przestać się zastanawiać, czy Izis na pewno będzie się ono podobało - czy będą jej się podobały jego barwy? Jego styl? W końcu Adam zaczął coraz bardziej w siebie wątpić. Coraz bardziej wątpił, czy Izis będzie się tu dobrze czuła. Zastanawiał się, czy przypadkiem nie tworzy ich wspólnego domu zbytnio na swoją modłę i czy na pewno dla Izis będzie ono odpowiednie.

Adam wciąż zastanawiał się także, czy Izis naprawdę za nim tęskni, czy naprawdę go kocha. Wciąż dręczyła go myśl, że to wszystko zostało ukartowane przez Izis jedynie w tym celu, aby się go pozbyć. Czasem zastanawiał się, czy Izis aby od początku nie miała zamiaru go całkowicie unicestwić, zniewolić, pozbawić jego istnienia jakiegokolwiek znaczenia. Widzicie, te miriady nieprzychylnych energii przepływały bezustannie przez Adama, podczas gdy on pracował nad budową tego doskonałego, wyśnionego pałacu dla Izis.

Oczywiście pałac nigdy nie wydawał mu się wystarczająco dobry. Moim zdaniem jest on po prostu spektakularny, ale Adam wciąż nad nim pracuje; nad pałacem, który nigdy nie może zostać ukończony, droga Shaumbro, ponieważ w tym trochę niezrównoważonym sercu Adama wciąż gości strach przed zaproszeniem Izis i przed tym, że odrzuci ona jego dar.

To oznaczałoby jednocześnie, że odrzuca ona jego, że nie ma mowy o żadnym powrocie, o żadnym połączeniu, a to oznaczałoby z kolei, że nie ma żadnej przyszłości… Tak więc tak długo, jak Adam nie przestaje budować tego pałacu, jak długo nie przestaje go modyfikować jednocześnie wciąż w siebie wątpiąc, tak długo może odgrywać ten spektakl, w którym nigdy nie będzie musiał stawiać czoła kwestii, czy jest godny tego, by Izis do niego powróciła. Czy jest jej godny?

A Izis przez cały ten czas zastanawia się, co też stało się z Adamem; dlaczego jeszcze się do niej nie odezwał; czy może już jej nie kocha; może znalazł sobie inną; może ją zdradził; może próbuje sięgnąć po władzę; może próbuje ją unicestwić; może nie jest dla niego wystarczająco piękna; może odkrył w sobie coś, co ceni bardziej od niej; może nie jest godna otrzymać miłość Adama; może lepiej odwrócić się od niego, ukryć swe łzy i nigdy nie musieć stawiać czoła temu, czy Adam kiedykolwiek odezwie się do niej, czy zechce powitać ją u siebie; może więc lepiej zająć się czymś innym, odwrócić od niego swoją uwagę, nie wypatrywać go już więcej.

Droga Shaumbro, taka właśnie jest historia Adama i Izis. To także wasza historia. To historia waszej wewnętrznej i zewnętrznej ekspresji. To historia waszego ludzkiego i boskiego ja. Może myślicie, że nie jesteście godni, że dom, który zbudowaliście nie jest wystarczająco dobry, aby mogła dołączyć w nim do was wasza boskość, a więc wciąż go przebudowujecie. A może wasza boskość właśnie w tej chwili zastanawia się, dlaczego jeszcze jej nie zawołaliście, dlaczego jeszcze jej nie zaprosiliście do tego świętego przybytku, jakim jest ludzkie istnienie. Może wasza boskość zastanawia się właśnie, czy jej nie zdradziliście.

A więc póki co spektakl trwa. Trwa udawanie i rozdzielenie – no bo co, jeśli waszemu człowieczeństwu nie spodoba się wasza boskość? Co, jeśli rozczaruje się tą najintymniejszą częścią was samych? Co, jeśli przeżyło już tyle doświadczeń i tyle miłości podczas wszystkich swych wcieleń, że już nie zechce wracać? Co, jeśli…?

Teraz właśnie przyszło wam zmierzyć się z najważniejszymi egzystencjalnymi kwestiami. Musicie zmierzyć się z kwestią zakończenia i zaakceptowania. A tymczasem ta potężna, ciemna energia otacza was ze wszystkich stron wzbudzając w was wątpliwości, czy będziecie się podobać waszemu boskiemu ja, czy przypadkiem nie pomyśli, że zbudowaliście dla niej jakąś ruderę i że nie jesteście jej warci, czy przypadkiem nie powie wam, że zanim w ogóle zastanowi się nad waszym zaproszeniem, musicie jeszcze przebrnąć przez przynajmniej kilkanaście kolejnych wcieleń. I na tym właśnie polega wasz autosabotaż. Tymczasem to wszystko iluzje. Ci z nas, którzy są teraz w Trzecim Kręgu, mogą wam zaświadczyć, że to największa iluzja i oszukiwanie samych siebie, jakie kiedykolwiek sobie stworzyliście, choć jednocześnie jest to też największy dar, jaki kiedykolwiek mogliście sami sobie ofiarować.

Wasz Portret

A więc, droga Shaumbro, weźmy głęboki oddech. Pora opuścić już Pokój Shaumbry. Oczywiście zawsze będziecie tu mile widziani. Zawsze możecie tu wrócić, aby pooglądać sobie zdjęcia i pozaglądać we wszystkie kąty… A teraz, gdy już wyszliśmy z Pokoju Shaumbry, zwróćcie uwagę na jeszcze jedną rzecz, którą przygotowaliśmy tu specjalnie dla was.

Weźmy głęboki oddech…

Otóż przygotowaliśmy tu dla was wasze portrety. Nikogo innego nie ma na tych zdjęciach oprócz was. Stworzenie tych portretów zajęło całe eony czasu. Są bardzo dynamiczne, mają swą głębię i wszystkie inne wymiary. To obrazy waszych teraźniejszych inkarnacji oraz wszystkich inkarnacji, jakie kiedykolwiek były waszym udziałem. To obrazy was i waszej energii jeszcze z czasów zanim pojawiliście się na Ziemi.

Są pod nimi tabliczki, ale nie ma na nich słów, które byłyby widzialne dla waszych ludzkich oczu, ponieważ mają one wymiar energetyczny. Przedstawiają waszą wibrację, wasz rezonans. To wasza własna pieśń znajduje się na każdej z tych tabliczek.

Gdy już nas dziś opuścicie, powiesimy wszystkie te wasze portrety w holu głównym, aby widziały je wszystkie istoty, które się tu kiedykolwiek pojawią. Będą miały okazję oglądać wasze obrazy przez całą wieczność.

Będą tu wisiały dając obraz ludzi, którzy opuścili Dom, którzy opuścili swe duchowe rodziny, którzy przybyli na Ziemię, którzy doświadczyli radości i cierpienia i którzy doprowadzili to wszystko do końca. Będą tu wisiały dla przykładu dla innych i na świadectwo tego, że można tego dokonać, że można tak jak wy stać się Standardami. Nazwiemy zatem to miejsce Salą Standardów. A jeżeli czytacie bądź słuchacie tych słów, to wasz portret też się tu znajduje.

Wyjdźmy z powrotem na zewnątrz, gdzie czekają na was wszyscy dzisiejsi goście, aby móc uczcić to wydarzenie razem z wami – aby uczcić was. Tu nie chodzi bowiem wcale o moje odejście, ale o wasze absolutorium. To właśnie dziś świętujemy.

Ale zanim jeszcze uwolnimy energię tego dnia, poczujmy jeszcze przez chwilę to piękno wokół, to słońce i… Owszem, tęczę też tu mamy, bo jednocześnie cały czas pada. A czemu nie? Zapiszcie sobie w pamięci energetyczny obraz tej rodziny, którą zwiemy Shaumbrą; obraz wszystkich gości, którzy kiedykolwiek tu byli, dzikiej przyrody wokół, tego czystego piękna, mojej chatki, powitalnej maty pod drzwiami i wszystkiego innego.

Dokąd Teraz?

Zanim się rozstaniemy chciałbym, abyście zastanowili się jeszcze nad jedną rzeczą. A mianowicie, dokąd teraz pójdziecie? Gdzie jest wasze miejsce? Gdzie jest wasze miejsce? Ja mam tę swoją chatkę, którą sobie stworzyłem. Uwielbiam ją i jest moja. Gdy dla was przyjdą ciężkie chwile, gdy ogarnie was strach i niepewność, gdy poczujecie potrzebę, by się gdzieś wyrwać, dokąd pójdziecie? Wiem, gdzie w takich przypadkach udawaliście się do tej pory i powiem wam, że czasem te miejsca nie wyglądały zbyt dobrze.

Niektórzy z was wyobrażali sobie ciemną jaskinię, jeszcze inni kompletną pustkę i to ma być wasza chatka? To ma być dom dla waszego Jam Jest? Niektórzy z was nie potrafią wyobrazić sobie siebie w żadnym pięknym miejscu, które mogłoby do nich należeć. W takich chwilach szukacie cudzych domków, cudzych wymiarów.

Dokąd się udacie, gdy nastaną ciężkie chwile? Gdzie będziecie mogli zregenerować swe siły, odbudować swą energię? Dlaczego wszystko, co potraficie sobie ofiarować w takich chwilach, to jakaś stara szopa albo wilgotny, ciemny loch? Dlaczego w ogóle nie znaleźliście dla siebie miejsca, Shaumbro? Czyż nie jesteście warci tak pięknego domku, jak mój, gdzie gości w pełni miłość i piękno mojego ducha?

Wiem, że czasem próbujecie zastosować ćwiczenie, w którym tworzycie mentalny obraz jakiegoś pięknego miejsca, ale po 30 sekundach opadacie z sił. Bo to nie w umyśle się je buduje, tylko w sercu! Dokąd udajecie się nocą? Niestety wielu z was wciąż pozostaje duchowymi bezdomnymi. Nie macie dokąd pójść.

A przecież macie do dyspozycji wszelkie narzędzia, wszelkie środki - nie potrzebujecie kupować żadnej działki, brać żadnego kredytu, wkładać w to żadnej energii, nikomu nie musicie nic odbierać… A więc, droga Shaumbro, zachęcam was, abyście od dzisiaj zajęli się tworzeniem swego idealnego miejsca, idealnego domu dla swego Ja.

To ma być miejsce dla was samych, dla waszego ducha, waszej duszy, waszej istoty. Twórzcie je z absolutną radością i z miłością i przestańcie się martwić tym, czy aby na pewno jest wystarczająco doskonałe. Przestańcie burzyć to, co już raz stworzyliście. Jesteście tego warci. I nie kopiujcie mojego domku, bo wówczas nie będzie on wasz. Twórzcie prosto z serca, bo to ma być wasz dom i może on być dokładnie taki, jaki tylko sobie wymarzycie.

Pożegnanie

Przyszła już pora, droga Shaumbro, abyście opuścili moją chatkę, moje miejsce. Pora, abym zaczął się przygotowywać. No wiecie, mam parę rzeczy do spakowania. Czeka mnie nie lada podróż.

Och… (wzruszony) Będzie mi brakowało naszych spotkań, kiedy to razem się śmialiśmy, gdzie ponosiły nas emocje, gdzie zastanawialiśmy się nad prawdziwością tego czy tamtego, gdzie badaliśmy nową świadomość… Jakże będzie mi tego brakować.

Będę dalej z wami wszystkimi prowadził rozmowy, choć już nie w postaci channellingów, ale głęboko wewnątrz was, w cztery oczy, tylko wy i ja.

Za chwilę spotkamy się ponownie, aby odpowiedzieć dziś po raz ostatni na wasze pytania… I Bogu dzięki! (Śmiech)

I tak to jest.


© Copyright 2010 Geoffrey Hoppe, Golden, CO 80403

Tłumaczenie: Tomek Lebiecki ( [email protected])